24 godziny z Karą Becker

Kara Becker dziennikarka i stylistka

Kara Becker jest dziennikarką i stylistką. Współpracuje na stałe z magazynami Vogue Polska, Zwierciadło, Sukces Rzeczpospolitej czy brytyjski Unpolished. Wcześniej pracowała jako dziennikarka i stylistka magazynu ELLE oraz szefowa działu mody Harper’s Bazaar.

Jak wygląda dzień Kary? Sprawdzamy, o której wstaje, co jada na śniadanie, jak się relaksuje, co najbardziej lubi w swojej pracy, gdzie szuka inspiracji, jakie książki, filmy i seriale poleca oraz… zaglądamy do jej kosmetyczki!

Kara: Ciągłe wyzwania, pobudzanie własnej kreatywności, inspirujące rozmowy – praca w mediach, branży mody sprawia, że każdy dzień, choć w podstawie ma swoją rutynę, potrafi zaskoczyć. Wpadający w ostatniej chwili długo wyczekiwany wywiad, tlące się w głowie myśli o nowych projektach, wieczne poszukiwanie nowych, ciekawych dla czytelnika tematów. 

Pandemia Covid–19 na pewno sprawiła, że moje dni są teraz spokojniejsze. Zazwyczaj były pewnie bardziej chaotyczne – pełne prasowych spotkań, śniadań, prezentacji, pokazów, wywiadów, przymiarek. Przez to byłam w ciągłym ruchu, wyszarpując sobie czas w ciągu dnia, by usiąść w ulubionej kawiarni, wyciągnąć laptopa i odpisać na maile czy skończyć artykuł. Uwielbiałam te momenty, w którym mogłam to robić, delektując się pyszną kawą i w przerwach, by złapać myśl, obserwując przechodzących za oknem ludzi. Dzisiaj pracuję z domu, a wspomniane spotkania, prezentacje, wywiady przeniosły się do wirtualnej rzeczywistości. Szczególnie teraz, w okresie zimowym.  

Od stycznia, na czas lockdownu, przeniosłam się na podwarszawską wieś, do domu niedaleko lasu. Jak zwykle, staram się wstawać wcześnie, około 7.30. Choć próbowałam to zmienić (bez sukcesów), pierwsze co robię, jeszcze leżąc w łożku, to sprawdzam telefon – maile, wiadomości, Instagram. Potem czas na sport – zazwyczaj jest to bieganie (daje mi to siłę na cały dzień, pozwala oczyścić głowę ze zbędnych myśli i poukładać te ważne), czasem joga. Następnie szybki prysznic i śniadanie – najczęściej owsianka ze wszystkimi owocami, jakie znajdę w domu, cynamonem i masłem orzechowym. Około godziny 9.00/ 9.30 robię sobie kawę (bez tego nie wyobrażam sobie dnia) i siadam przed komputerem – robię research do tekstów lub szukam tematów, które mogłabym zaproponować magazynom, z którymi pracuję na stałe. W przypadku wywiadów czytam i oglądam wszystko, co związane z osobą, z którą będę rozmawiać. Robię notatki, układam pytania. Rozmawiam z redaktorami naczelnymi, prowadzącymi i wszystko wspólnie planujemy.

Skąd czerpię inspiracje? W zasadzie ze wszystkiego. Do napisania artykułu może mnie natchnąć rozmowa z przyjaciółką, książka, film, podejrzana na ulicy sytuacja czy media społecznościowe. Tak samo, jeśli mówimy o sesjach zdjęciowych. Z wykształcenia jestem kulturoznawcą (ukończyłam studia w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego) – wciąż poszukuję więc nowych książek, lubię być na czasie z serialami i filmami (choć mam ogromną słabość do tych z lat 60.), muzyką czy wystawami sztuki. 

O 14.00 szybka przerwa na lunch i znowu rzucam się w wir pracy. Rytm dnia wystukują mi klawisze klawiatury, przerywane dzwonkiem telefonu. Większość da się załatwić zdalnie, ale nie wszystko, więc czasami, przy niektórych projektach, wracam do Warszawy.

Jak odnajduję się w nowej rzeczywistości? Staram się myśleć pozytywnie. Mam nadzieję, że z rozpowszechnieniem szczepionki, powoli będziemy mogli wrócić do dobrze nam znanej normalności. Tęsknię za spotkaniami z ludźmi, wyjazdami i prezentacjami prasowymi, podczas których na żywo można dotknąć tkanin i porozmawiać ze znajomymi. 

Raz lub dwa razy w tygodniu, z moją wspaniałą nauczycielką Moniką, mam też lekcje francuskiego, do którego wróciłam po 10 latach. W liceum uczyłam się tego języka jako przedmiotu rozszerzonego. Zainteresowanie kulturą i francuskim kinem przyszło naturalnie. Od dziecka wychowywana byłam między Warszawą a Wiedniem. Pamiętam, jak z rodzicami odwiedzałam habsburskie pałace, których historia niezwykle mnie fascynowała. Wyobrażałam sobie, jak po korytarzach Schönbrunn biega mała Maria Antonia nieświadoma, że kiedyś zostanie królową Francji. Już jako nastolatka dużo o niej czytałam. To zresztą ona wprowadziła do paryskiej kultury słynne croissants – podobne wypieki jadała na śniadanie w Wiedniu.

Potem, do mojej fascynacji, doszła jeszcze ikona francusko–austriackiego kina, Romy Schneider – pierwszy raz zobaczyłam ją w filmie Sissi w roli słynnej cesarzowej. Była absolutnie przepiękna i miała styl, który szalenie mi się podobał. Lata później zobaczyłam ją u boku Jane Birkin w filmie La Piscine z 1969 roku. Ostatnio zresztą oglądałam go po raz drugi. Pewnie trochę przez to mam słabość do francuskiego stylu – zarówno, jeśli chodzi o sposób ubierania się, jak i malowania. Pierwszy raz do Paryża pojechałam, kiedy byłam już dorosła i od razu się zakochałam. Momentalnie poczułam się tam dobrze. Trochę przypominał mi Wiedeń – piękna architektura, ludzie przesiadujący w kawiarniach. W obydwu kulturach rytuał robienia i picia dobrej kawy jest szalenie ważny. 

Staram się skończyć pracę około godziny 19:00, choć wiadomo, kiedy dom jest twoim biurem, czasem czas spędzony przed komputerem mocno się wydłuża. Szczególnie, jeśli gonią mnie terminy. Jeśli jest taka możliwość i pozwala na to czas, około godziny 16.00/ 17.00 idziemy na spacer do lasu, pooddychać świeżym powietrzem. To dobry odpoczynek dla zmęczonych niebieskim światłem oczu. Wieczorami organizujemy długie kolacje, gramy w karty, rozmawiamy lub oglądamy filmy, seriale (ostatnio wkręciłam się w New Amsterdam) albo czytamy książki (obecnie kończę Rozmowy z Przyjaciółmi Sally Rooney i zaczynam Autobiografię Alice B. Toklas, Gertrudy Stein). To idealny relaks przed snem i kolejnym aktywnym dniem. 

Moja poranna rutyna

Rano, przed nałożeniem makijażu, dokładnie oczyszczam skórę. Najpierw wodą micelarną Bioderma (klasyka!), potem myję twarz wodą z hipoalergicznym żelem do twarzy. Kiedyś robiłam odwrotnie, ale czytałam, że wodę micelarną powinno się z twarzy zmywać. Raz na jakiś czas stosuje peeling do twarzy ala natural beauty gentle scrub. Spryskuję skórę twarzy wodą różaną polskiej marki Senkara. Potem nakładam serum Vichy Minéral 89 i krem nawilżający 50 SPF – ostatnio kupiłam ten z Ziaja, który mieszam z moich ukochanym Embryolisse Lait-Crème Concentre albo Vichy Aqualia Thermal Light. Usta smaruję balsamem Nuxe Rêve de Miel

Makijaż lubię, kiedy jest lekki i naturalny. Nie stosuję podkładów, zazwyczaj jedynie korektor rozświetlający pod oczy Touche Éclat od Yves Saint Laurent. Czasem, jak potrzebuję większego krycia, korzystam z kremu BB Embryolisse. Podkreślam brwi maskarą Benefit Gimme Brow, podkręcam rzęsy zalotką (jeśli mam ochotę na mocniejszy makijaż, rysuję cienką kreskę czarną kredką do oczu Inglot, co optycznie podkreśla rzęsy). Ostatnio bardzo rzadko korzystam z maskary, ale jeśli to robię, to wybieram Maybelline Lash Sensational. I teraz najważniejszy moment: usta i policzki – i zazwyczaj jest to jeden i ten sam produkt. Lubię, gdy makijaż utrzymany jest w jednej gamie kolorystycznej. Wybieram pomieszane odcienie z paletki Madame marki Rouje, które wklepuję zarówno w usta, jak i policzki, albo szminkę w płynie tej samej marki, z serii Velours. Czasem na policzki dodam jeszcze ukochany róż Nars Orgasm albo Cloud Paint Glossier (wspaniały produkt, który pięknie się rozprowadza na skórze, dając bardzo naturalny efekt).

Ostatnio, z pomocą super zdolnej stylistki fryzur, Marty Zawiślańskiej, zdecydowałam się mocniej obciąć włosy, które aktualnie sięgają ramion. O wiele łatwiej mi je teraz ułożyć. Włosy myję szamponem i odżywką Authentic Beauty Concept, a w końcówki wcieram olejek Moroccanoil. Kiedy jest ciepło, schną same. Zimą, grzywkę suszę na szczotkę, resztę podsuszam i związuje w kok, by, po wysuszeniu, miały ciekawszą fakturę. Czasem stosuję piankę wzmacniającą Authentic Beauty Concept (dzięki temu się falują) albo sól morską Toni&Guy. Czasem, by miały większą objętość, korzystam z suchego szamponu Klorane.

Na koniec perfumy. Ostatnio odkryłam nowe, Le Lion de Chanel, które mnie absolutnie oczarowały. Zawierają w sobie wanilię, paczulę, drzewo sandałowe i piżmo, dzięki czemu mają piękny kadzidłowy, korzenny zapach. Absolutnie niebanalne i bardzo intensywne. Wystarczy naprawdę niewiele, a trzymają się cały dzień. To inwestycja na lata. 

Wieczorna pielęgnacja

Wieczorem dokładnie zmywam makijaż wodą micelarną Bioderma i znów myję twarz żelem. Czasem nakładam multifunkcyjny olejek Nuxe i robię masaż twarzy kamieniem Gua Sha od Slowglow. Potem nakładam silnie nawilżający krem – albo bananowy mus do ciała Senkara albo ala natural beauty skin stick. Jeśli mam wypryski – co niestety przy noszeniu maseczek zdarza się coraz częściej – smaruje je punktowo olejkiem z drzewa herbacianego. Na brwi nakładam olej rycynowy – to trik, którego nauczyła mnie siostra. Po dłuższym czasie robią się gęstsze. Polecam każdemu!

Najczęściej czytane

Polecane artykuły