Recenzja kolekcji Kiss My Cheeks Paese x Krzyszkowska
Mam dla Was małe zadanie – wyobraźcie sobie zestaw idealny: róż, bronzer i rozświetlacz. Teraz wyobraźcie sobie, że mają kremową formułę, blendują się jak marzenie, mają idealne kolory, z których każdy może znaleźć coś dla siebie, a wisienką na torcie jest przystępna cena. Nie wiem, jak w Waszej wyobraźni, ale u mnie wygląda to świetnie!
A co jak Wam powiem, że wcale nie musicie sobie tego wyobrażać, bo wystarczy, że pójdziecie do Hebe? Dokładnie tak!
Mowa o kolekcji Paese Kiss My Cheeks, stworzonej we współpracy z makijażystką Dominiką Krzyszkowską.
Ja osobiście mam tak, że jak widzę jakiś produkt, zaprojektowany przez profesjonalistę, to od razu moje zainteresowanie wzrasta o jakieś 100%. Dlaczego? Dlatego, że nikt tak nie czuje kosmetyków jak osoba, która pracuje nimi na co dzień i testuje je w tak ogromnej ilości w naturalnych warunkach, czyli w pracy, malując setki twarzy rocznie.
Dlatego też, jak tylko usłyszałam o istnieniu tej kolekcji, pobiegłam do Hebe i poczyniłam zakupy. No dobra… nie poczyniłam ich od razu, bo kolekcja była całkowicie wyprzedana w każdym sklepie, który odwiedziłam, ale byłam zdeterminowana i w końcu się udało!
Czy była to miłość od pierwszego użycia? Tak.
Na tym etapie chciałabym jeszcze wspomnieć Wam o tym, że poza tuszami do rzęs i kilkoma innymi, pojedynczymi kosmetykami, praktycznie nie używam produktów drogeryjnych. Szczególnie w pracy. Mówię o tym, żeby podkreślić wspaniałość tej kolekcji, która spowodowała, że zagościła w moim kufrze na stałe!
Przemyślane w każdym calu
Przede wszystkim są to produkty, które wyróżniają się ogromną uniwersalnością.
Poleciłabym je zarówno makijażystce do pracy, jak i przyjaciółce, która ma dwie lewe ręce do makijażu. Świetnie opracowana formuła sprawia, że kosmetyki rozprowadzają się na skórze z ogromną łatwością. Zaufajcie mi, nawet jak zawsze robiły Wam się plamy, dziury w podkładzie i inne tego typu historie, nie tym razem. Można je aplikować zarówno pędzlem, gąbeczką, jak i palcami – gwarantuję, że każdy sposób sprawdzi się świetnie.
Nic dodać nic ująć – tak określiłabym pigmentację
Ten kto miał okazję przetestować już pewną ilość kremowych kosmetyków, pewnie spotkał się z sytuacją, że zbyt słaba ilość pigmentu powodowała, rozcieranie się produktu do praktycznie niewidocznego, lub odwrotnie zbyt mocno nasycony zostawił na policzku plamę nie do rozprowadzenia. Tutaj nie ma żadnego z tych problemów – jest w punkt!
Ta równowaga sprawia, możecie nałożyć produkt w sposób niezwykle subtelny i osiągnąć efekt makeup no makeup, jak również zbudować krycie do mocniejszego, tworząc wyrazisty look.
Kolekcja zawiera sześć produktów:
- trzy róże blush kissed
– 01 to bardzo uniwersalny róż, przypominający naturalny rumieniec
– 02 przepiękny świeży, koralowy odcień
– 03 intensywny, cukierkowy odcień różu w chłodniejszej tonacji - dwa bronzery sun kissed
– 01 chłodny odcień idealny dla jasnych karnacji
– 02 opalony, oliwkowy odcień, dający efekt skóry muśniętej słońcem - rozświetlacz glow kissed– bez widocznych drobinek, robiący efekt tafli, nałożony cienką warstwą daje niesamowicie naturalny efekt
Makijażowy TIP
Poza klasycznym wykorzystaniem tych produktów, zdradzę Wam też patent, który uwielbiam. Jest to malowanie ust bronzerem i różem. Nie dość, że wygląda to obłędnie, to jeszcze przepięknie scala makijaż twarzy i ust. Jeśli macie problem z doborem odcienia pomadki, to musicie koniecznie wypróbować ten sposób!
Krok 1:
Na pędzelek typu kulka nakładacie odrobinę bronzera i zarysowujecie kontur ust. Dzięki temu, że pędzel nie jest tak precyzyjny jak kredka, krawędzie są lekko rozmyte, co powoduje optyczne powiększenie ust! Możecie też delikatnie wypełnić kąciki, co dodatkowo uwypukli optycznie usta.
Krok 2:
Na puchaty pędzelek do blendowania cieni lub opuszek palca (ja najczęściej wybieram drugą opcję) nakładacie odrobinę różu. Do tego najlepiej sprawdzi się odcień 01 lub 03, jeśli lubicie intensywniejszy róż. Następnie wklepcie produkt w usta, kumulując największą ilość pigmentu na ich środkowej części i gotowe! Możecie też wykończyć całość ulubionym błyszczykiem.
Mam nadzieję, że zastaniecie pełne półki, kiedy wybierzecie się na zakupy. Miłego używania!