Skazane na uwielbienie – kosmetyczne odkrycia 2021
Siedzę przed ekranem laptopa i czuję się trochę jak bohaterka serialu Netflixa. Ciszę mieszkania zakłóca tylko moje stukanie w klawiaturę, a myśli zaprzątają wspomnienia tego roku. Jakoś tak jest, że z końcem grudnia nieświadomie zastanawiam się nad tym, co przydarzyło mi się w ciągu ostatnich miesięcy. Brakuje tylko jakiejś nastrojowej piosenki w tle, żeby podkreślić klimat tej sytuacji. W sumie może odpalę YouTube, żeby było bardziej realistycznie.
Mój werdykt? Rok 2021 był czasem przeżyć i odkryć. Te przygnębiające puszczam w niepamięć, a z części tych wyjątkowych powstaje właśnie artykuł, który czytacie. Kocham dzielić się dobrem, więc mam nadzieję, że wśród moich odkryć i Wy znajdziecie coś dla siebie.
Podkład w kompakcie Oslo, Bikor
Podkłady w kompakcie przez długi czas były dla mnie ewenementem. Trochę jak najdziwniejsze eksponaty, które trzyma się w muzeach na dziale osobliwości. Przyglądasz się, odchodzisz, wracasz, rozmyślasz, aż w końcu oddalasz się z poczuciem konsternacji. Moja cera jest jak osobny, żywy organizm – kieruje się własnymi zasadami i za nic ma ogólnie przyjęte normy. Wszystko, co pudrowe, po kilku minutach zamienia się na niej w bliżej nieokreśloną tragikomedię. Jednak podkład w kompakcie był czymś, czego nigdy nie próbowałam, zawsze chciałam, a ostatecznie przetestowałam zupełnie przypadkowo. W rezultacie przeżyłam najlepszy kosmetyczny romans mojego życia. Prosty w aplikacji i idealnie kryjący niedoskonałości, ukazuje skórę od jej najlepszej strony. Towarzyszył mi całą jesień, odwiedził upały Dubaju, zimą spisuje się na medal i właśnie rozpoczęłam kolejne opakowanie.
Krem do twarzy Aquaporin Cream, Cell Fusion C
Moja cera długo błagała mnie o dobry krem nawilżający. Kilka razy byłam bardzo blisko okrzyku „eureka”, jednak zawsze pozostawało jakieś „ale”. Wiem, że moja skóra jest wymagająca, ale z całych sił staram się ją udobruchać. Opcje zazwyczaj były dwie: mogłam smarować w nieskończoność, a moja skóra nie miała dość lub też stawiałam na tak bogate receptury, po których genialne nawilżenie zawsze wiązało się z zapychaniem porów. Nic pomiędzy, zawsze jakiś problem! Zupełnie przypadkiem ten krem poleciła mi kosmetolog Asia Wolska z Saska Clinic i poczułam, jakby spłynęło na mnie dobro całego świata. Koreańska receptura (kocham), lekka konsystencja (uwielbiam), wchłania się szybko i od razu daje poczucie ulgi (trzy razy na tak!). Pory są bezpieczne, a skóra nie grymasi. To moje największe odkrycie pielęgnacyjne… od zawsze!
Pomadka w płynie Petal Bouche, Violette Fr
Historia o tym, jak weszłam w posiadanie tej pomadki, zasługuje na osobny artykuł. Powiem tylko, że wymagała uruchomienia kilku znajomości, ogromnych pokładów cierpliwości i śledzenia drogi przesyłki, która do Polski przybyła sporym objazdem. Po takich przygodach oczekiwałam, że to cacko poza malowaniem ust, ma jakieś magiczne moce. Może i nie śpiewa Marsylianki, ani nie poprawia zdolności francuskiego o trzy poziomy, ale jest niezwykle szykowna, bardzo paryska i cudownie lekka w noszeniu. Szalenie napigmentowana sprawia, że wystarczy odrobina, aby pokryć usta kolorem, który swoją konsystencją przypomina płatki róż. Zdecydowanie to jedna z najpiękniejszych pomadek, jakie posiadam, a mam ich całą osobną kosmetyczkę.
Krem do rąk Hand Cream, Haan
Lubię rzeczy w ładnych opakowaniach. Pod tym stwierdzeniem podpisałoby się prawdopodobnie mnóstwo osób. Zawsze jednak gdy wyciskam z produktu ostatnią kroplę, z żalem patrzę, jak ten śliczny pojemnik znika w otchłani kosza na śmieci. Rok 2021 upłynął nadal pod znakiem odkażania i nawilżania rąk, więc zbawieniem okazał się Haan. Przyjemne dla oka opakowania, zapachy miłe dla nosa i zadowolone dłonie to główne powody, dla których go pokochałam. Dodatkowo można je wielokrotnie napełniać, więc nic się nie marnuje. Składniki nawilżają skórę i dbają o jej mikrobiom, a designerskie opakowania są tak proste w swojej formie, że aż miło się po nie sięga. Dodam jeszcze, że płyn do odkażania od Haan jest najlepszym, jaki używałam. Nie wysusza skóry i nie ma zapachu otchłani piekielnej.
Puder do włosów w sprayu Nude Powder Spray, Authentic Beauty Concept
Odkrycie tego produktu było dla mnie niczym uścisk kogoś, kto kocha najmocniej na świecie. Dlaczego? Zeszłoroczny covid pozostawił u mnie problemy z rozpoznawaniem części zapachów, a włosy postanowiły pozbawić mnie pewności siebie, poprzez niekontrolowane wypadanie. W rezultacie wciąż szukałam produktu, który zbudowałby objętość fryzury i podniósł mnie na duchu. Okazuje się, że niewielkie, proste opakowanie pudru w sprayu do włosów przyszło w odpowiedzi na moje prośby. Unosi włosy w naturalny sposób, jest niewyczuwalny pod palcami. Zapach jest tak piękny, że czuję się wyjątkowo za każdym razem, kiedy moje włosy są w ruchu. Wisienką na torcie jest responsywne opakowanie – im mocniej przyciśniesz, tym więcej produktu rozpylisz. Genialne w swojej prostocie! Kocham bezgranicznie i wiem, że zostaniemy ze sobą na dłużej.
Program o historii makijażu Make-up: A Glamorous History, Lisa Eldridge
Kiedy na świecie szaleje pandemia i nic nie zwiastuje szybkiej poprawy sytuacji, stopniowo zaczynam pogrążać się w przekonaniu, że nic dobrego nie spotka mnie już w tym roku. Siedzę przygnębiona na sofie, bezwiednie przeglądam Instagram w poszukiwaniu nie wiadomo czego, aż nagle mój wzrok przyciąga tekst któregoś posta. Lisa Eldridge dosłownie za chwilę wypuszcza swój własny program na temat historii makijażu. Niech mnie ktoś uszczypnie!. Zrywam się na równe nogi i podekscytowana rozpoczynam odliczanie dni. Ten trzyodcinkowy program to fascynująca historia o kosmetykach i urodzie, pełna intryg, niespodzianek i zaskakujących faktów. Lektura obowiązkowa na liście każdego, dla kogo makijaż jest czymś więcej niż jedynie nakładaniem produktów. Wciąga od pierwszych minut!
Tusz do rzęs Liloosh Mascara, Paese
Z mascarami tak już jest – przychodzą i odchodzą, a nawet jeśli któraś się sprawdza, to i tak bezwstydnie sięgam po inną, aby zobaczyć, czy między nami zaiskrzy. Z tego powodu to właśnie tusze do rzęs są kosmetykami, które zmieniam najczęściej. Gdzieś na początku roku, kiedy przyroda budziła się do życia, nasze drogi się spotkały. Przyszła do mnie otulona złotym opakowaniem, o egzotycznym imieniu oraz obłędnym zapachu ambry i czarnej orchidei. Serce zaczęło bić mi mocniej z ekscytacji, a gdyby zrobić stopklatkę tej chwili, na moją postać z pewnością spływałby z nieba snop światła. Ta mascara robi takie rzęsy, o których zawsze marzyłam – pogrubione, wydłużone, ekstremalnie zalotne i cudownie podkreślone w kolorze głębokiej czerni. Jest tak fantastyczna, że już samo wytuszowanie rzęs sprawia, że czuję się wyjątkowo seksownie. Odkrycie warte uwiecznienie w albumie ze wspomnieniami.
Jedwabna Poszewka, By Dariia Day
“Jestem już wystarczająco dorosła, żeby spać na jedwabnej poszewce!” Dokładnie ten okrzyk poprzedził moje kliknięcie przycisku „zamów”. Nie będę ukrywać, że o jedwabnej poszewce od Darii marzyłam od bardzo dawna, jednak w tym roku coś we mnie pękło i uznałam, że jeśli nie teraz, to już chyba nigdy. Okazało się to najlepszą inwestycją w swoje piękno i zdrowie! Spanie na jedwabnej poduszce sprawia, że skóra jest mniej podrażniona, a rano nie pokrywa jej milion odciśniętych od poszewki zmarszczek. Mam też wrażenie, że cera jest mniej odwodniona. Dodatkowo jedwab cudownie dopasowuje się do temperatury otoczenia – latem daje delikatny chłód, a zimą otula swoją lekkością. Muszę być jednak szczera – ma jedną wadę. Kiedy raz zacznie się spać na jedwabnej poszewce, nie chce się już wracać do tej zwykłej, bawełnianej.