I woke up like this – sposoby na promienną cerę rano
Ach, jak ja nie trawię, kiedy ludzie w trakcie oglądania zrzędząco komentują programy w TV, ale przyznaję, że czasami sama staję się nieco nieznośna i rzucam komentarzami w moje ulubione “Żony Hollywood”.
Mamroczę pod nosem: “Gdybym miała tyle czasu rano, też codziennie leżałabym pod maseczką w płachcie”, “Kto normalny o 6 rano ma siłę i czas kręcić zielone smoothie”, “Siłownia o poranku?”, „No jasne, że dałabym radę, gdyby obok stały kamery”, “Też bym tyle siedziała rano w łazience, gdyby nikt mi nie pukał i nie przepędzał sprzed lustra”, “Poranny masaż? O tak, poproszę, ale to chyba nie dotyczy normalnych śmiertelników”.
Pozornie to tylko kąśliwe komentarze, ale w rzeczywistości staram się uciszyć moją “wewnętrzną żonę Hollywood”, która tych rzeczy zwyczajnie pragnie i potrzebuje. Zagłuszam jej cichy głos wymówkami o tym, że nie mam wystarczającej ilości czasu, że przecież jak każdy normalny człowiek spieszę się rano do pracy albo nie mam wystarczającej motywacji żeby się “zrobić”, bo imprezy odwołane co najmniej do lata 2021. A prawda jest taka, że wszystko mam. Szczególnie w zimowe, około-świąteczne poranki. Jest i czas, i nastrój, i wolna łazienka, a przede wszystkim wewnętrzna potrzeba, by mimo przesiadywania w domu dobrze wyglądać i zadbać o siebie, jak na królową życia przystało.
Tak więc potrzebny jest tylko slow poranek i pielęgnacyjny “scenariusz” ze sprawdzonymi kosmetykami w rolach głównych, a za pół godziny z dumą wrzucę w Instagram selfie z hashtagiem #WokeUpLikeThis. Dołączycie do mnie, girls?
Scena pierwsza, ujęcie pierwsze: Oczyszczanie.
Dokładny demakijaż zrobiłyśmy przed pójściem spać, więc rano wystarczy nam delikatne oczyszczanie. Polecam szczególnie balsamy myjące do twarzy, które nie naruszają warstwy lipidowej naskórka, która w okresie zimowym jest dla nas szczególnie ważna. Warto wspomnieć naszego redakcyjnego ulubieńca, czyli emulsję myjącą Gentle Cleanser marki ala natural beauty, Melt Away od Resibo lub Vegan Milk Moisturizing Cleanser z Milk Makeup. Oczyszczają w delikatny, pielęgnujący sposób, a skóra po samym myciu jest już nawilżona i ukojona.
Scena pierwsza, ujęcie drugie: Tonizacja.
Tonik jest niezwykle ważnym etapem pielęgnacji polegającym na stworzeniu mostu pomiędzy czyszczeniem, a kolejnymi etapami pielęgnacji skóry. Uwierz, że dobrze dobrany tonik może zdziałać cuda w kwestii poprawy nawilżenia i dodatkowego zastrzyku “glow”. W porannej, zimowej rutynie pielęgnacyjnej doskonale sprawdzą się produkty na bazie wody różanej, np. naturalny tonik różany z kwasem hialuronowym i wyciągiem ze śliwki kakadu marki Bogna Skin. Nawilża, odświeża, koi, łagodzi, działa antyoksydacyjnie i energizująco. A poza tym, świetnie wygląda na łazienkowej półce.
Jeśli lubisz delikatnie złuszczające toniki, które w oka mgnieniu rozświetlają skórę, sięgnij po bestseller Pixi, czyli Glow Tonic z 5% kwasem glikolowym, energizującym żeń-szeniem i kojącym aloesem lub podobny tonik rozświetlający Miya lub The Ordinary. Efekt glow gwarantowany, ale pamiętaj, żeby nie przesadzać z nadmierną eksfoliacją i nie stosować go codziennie rano i wieczorem oraz nie łączyć z innymi peelingami i kosmetykami złuszczającymi.
Scena druga, ujęcie pierwsze: Krioterapia.
Jeżeli budzisz się rano z lekko opuchniętą twarzą, to witaj w gronie “normalsów”. Osobnikom z gatunku “normalsów” zaleca się trzymanie w lodówce rollera do twarzy, płatków hydrożelowych pod oczy, a także masek w płachcie i używanie ich zaraz po przebudzenia. Doskonałym początkiem dnia byłoby nałożenie chłodnej maski w płachcie o działaniu nawilżającym lub rozświetlającym i choćby pięciominutowy masaż schłodzonym kamiennym rollerem, zgodnie z zasadami masażu-drenażu limfatycznego. Jeśli z jakiegoś powodu czujesz, że od dobrego “glow” dzieli cię spora przepaść, to przed zimnym masażem polecam szybką maseczkę oczyszczającą, która obudzi skórę i da jej energetycznego “kopa”.
Moim hitem z tej kategorii jest ekspresowa maseczka oczyszczająca Glamglow Instamud, która w 60 sekund oczyszcza pory, wygładza, rozjaśnia skórę i daje jej porządny zastrzyk energii. Kolejnym produktem, który od lat towarzyszy mi w kufrze makijażysty i działa niczym energizujący shake i podwójne espresso dla skóry w jednym, jest maseczka z żeń-szeniem Ginzing Peel-Off Mask marki Origins. Niezastąpiona nie tylko na sesjach zdjęciowych, ale i w domowym arsenale “glow-maniaczki”. Po maseczce oczyszczającej polecam wykonać kilkuminutowy masaż kostką lodu lub zimnym rollerem i voilà – pożegnaliśmy spuchniętą istotę z innej planety i wróciliśmy do ludzkiej formy.
Scena trzecia, ujęcie pierwsze: Esencja.
Tonik, esencja lub hydrolat. Znowu? Tak, ponieważ dalsze kroki pielęgnacyjne dobrze jest wykonać na wilgotnej skórze. Aktywne składniki zawarte w serum czy kremie wnikają głębiej, kiedy skóra jest nawilżona, wilgotna, prawie mokra. Dlatego ponownie spryskujemy twarz hydrolatem, mgiełką, tonikiem, esencją i ruszamy dalej w drogę po nieziemską skórę.
Scena trzecia, ujęcie drugie: Serum.
Serum. I tutaj moglibyśmy spędzić dwie godziny, przeglądając najlepsze produkty nawilżające, rozświetlające, ujędrniające. Pozwólcie, że zawężę nieco wybór do produktów o natychmiastowym działaniu rozświetlająco-energizującym. Na początek porządny zastrzyk witaminy C w towarzystwie delikatnego kwasu ferulowego marki Paula’s Choice C15 Super Booster. To skoncentrowane serum z aż 15% kwasem L-askorbinowym (czysta forma witaminy C) o pH 3,0 rozjaśnia skórę, zmniejsza widoczne oznaki starzenia, wygładza i rozświetla. Dzięki obecności kwasu ferulowego (delikatny kwas działający antyoksydacyjnie) kwas L-askorbinowy jest bardziej stabilny i efektywniejszy. Doskonały produkt o wręcz natychmiastowym działaniu.
Kolejnym fantastycznym produktem ujędrniająco-rozświetlającym jest kultowe Truth Serum marki Olehenriksen z wysoko stabilną pochodną witaminy C, kolagenem, ekstraktem pomarańczy i aloesem. Ten produkt poznałam kilka lat temu dzięki poleceniu… Lady Gagi i od tamtej pory zawsze mam go przy sobie. Dzięki Gaga, dzięki tobie młodzież nie mówi mi per “pani” w tramwaju. A jeżeli poszukujesz serum o działaniu ujędrniającym z wyższej półki, koniecznie zwróć uwagę na Cosmedix Affirm Antioxidant Firming Serum. Jego superbogaty skład zapewnia mocne działanie antyoksydacyjne, ujędrniające i przeciwstarzeniowe. Drogie, ale dobre, bardzo dobre!
Scena czwarta, ujęcie pierwsze: Krem.
A właściwie crème de la crème, bo mowa o doskonałym kremie nawilżająco-ochronnym Moisture Surge Intense od Clinique. Ten krem nie boi się wyzwań i niesie ukojenie nawet wyjątkowo wymagającej skórze. Testowany w ekstremalnych warunkach pogodowych na dalekiej Syberii udowodnił, że jest faworytem w kategorii zimowych kremów na dzień. Uzupełnia lipidowy płaszcz ochronny skóry, nawilża i utrzymuje nawilżenie na długo, a to wszystko przy nietłustej, lekkiej jak chmurka konsystencji. Bomba.
A dla osób, które klasyczny krem wymieniły zimą na olejek, polecam dwa hity makijażystów. Po pierwsze, legendarny olejek Róża-Malina Ministerstwa Dobrego Mydła. Cudownie pachnące, lekkie serum olejkowe, które według obietnicy producenta “redukuje zło świata” i tak rzeczywiście, niezaprzeczalnie jest. Po drugie, Oio Lab i serum olejkowe 7 Wonders, zawierające organiczny ekstrakt z korzenia kurkumy, oleje z nasion cykorii, buku, konopi, nasion opuncji figowej, krokosza barwierskiego i skwalan. Wmasowuję niespiesznymi ruchami w skórę twarzy, wdycham jego niesamowity zapach i od razu czuję się jak siódmy cud świata.
Scena czwarta, ujęcie drugie: Usta.
Balsam do ust. Bez wypielęgnowanych ust, ułożonych w sexy dzióbek, zapomnijmy o udanym selfie. Dlatego jako ostatni krok porannej rutyny pielęgnacyjnej #WokeUpLikeThis słów kilka o balsamach. Na aktualnie trwający sezon zimowy polecam gęste, treściwe balsamy do ust, które otulają usta na dobrych kilka godzin. Niezastąpiona w tej kategorii jest całonocna maska do ust Laneige (którą można z powodzeniem stosować na dzień jako balsam), balsamy marki Lanolips na bazie lanoliny albo nieśmiertelny balsam w niezwykle atrakcyjnej cenie, Tisane.
Scena czwarta. Ujęcie trzecie. Ostatnie.
Skóra wypielęgnowana, oślepia boskim glow, usta aż się proszą o całusy, więc jesteśmy już gotowe na wizytę w… kuchni! Sięgnij po wodę z cytryną, ukręć zielone smoothie, wyciśnij zdrowy sok z buraka, marchewki i imbiru i… gotowe. Efekt zdrowego glow gwarantowany. Po 30 minutach masowania, wklepywania, zmywania i nakładania, jestem gotowa na selfie w stylu #WokeUpLikeThis. Miłego dnia!