Podejrzana szóstka i pijane słonie – historia marki Drunk Elephant

Fot. Imaxtree/ Agencja Free

Kiedy Tiffany Masterson, założycielka marki Drunk Elephant, spisała swoją pierwszą recepturę na kawałku papieru, nie wiedziała jeszcze, że zapoczątkuje rewolucję w pielęgnacji. Sprawdźcie jak narodziła się marka, która podbiła serca na całym świecie. 

Historia Drunk Elephant, gdyby odpowiednio ją ugryźć, mogłaby stać się tematem dla wciągającego filmu. Kobieta, której marzeniem jest żyć dla innych jako matka i żona, nie przypuszcza, że życie napisze dla niej zupełnie inny scenariusz. Wkrótce staje się właścicielką rozpoznawalnej marki kosmetycznej, jednej z tych, które osiągają rekordowe sprzedaże w sieci Sephora. Byłaby to opowieść o Tiffany Masterson, kobiecie, która słabości zamieniła w siłę i dała początek swojemu upragnionemu dziecku – marce pielęgnacyjnej Drunk Elephant.

Początek wszystkiego

Kiedy Tiffany Masterson patrzy wstecz i próbuje znaleźć moment, w którym zafascynowały ją kosmetyki, na myśl przychodzi jej mama. Pamięta, że jako siedmiolatka podglądała jej rytuały pielęgnacyjne. Zachwycało ją morze butelek, słoików i pojemniczków. Najbardziej podobał jej się specyfik, który przed nałożeniem na wacik, trzeba było wstrząsnąć, aby połączyć ze sobą składniki. Dla małej Tiffany był to niezwykle fascynujący, prawie magiczny proces. Prawdopodobnie to właśnie jej mama jest odpowiedzialna za początek wszystkiego. Zawsze skupiała się na pielęgnacji, stroniąc od makijażu, a Tiffany poszła w jej ślady. Minęło wiele lat zanim kupiła swój pierwszy podkład. 

Rodzina Tiffany pochodziła z Kalifornii. Tam też urodziło się jej całe rodzeństwo. Tiffany załapała się jednak na nowy rozdział w historii familii, ponieważ jako pierwsza przyszła na świat w Teksasie. Jak do tego doszło? Wszystko za sprawą transferu jej ojca. Jako profesjonalny futbolista, został przeniesiony do Houston i to tam cała rodzina miała ułożyć swoje nowe życie. 

Teksas ogromnie różnił się od Kalifornii. Bardziej konserwatywny, nastawiony na tradycyjne role w rodzinie, z pewnością miał wpływ na Tiffany. Jej marzeniem stało się wziąć ślub i zostać mamą. Nie przeszło jej nawet przez myśl, że dziesięć lat później, kiedy zdobędzie to wszystko, jej serce zapragnie czegoś więcej.

Chemik-samouk

Opiekowanie się czwórką dzieci stanowiło pracę na pełen etat. Tiffany całkowicie poświęciła się byciu mamą i nie myślała o karierze zawodowej. W pewnym momencie zaczęła jednak sprzedawać importowane mydło w kostce, dedykowane wrażliwej skórze. Okazało się, że był to punkt zwrotny w jej życiu. 

Przede wszystkim, ta niewielka kostka do mycia naprawdę działała i była zbawienna dla skóry. Tiffany sama zmagała się z bardzo wymagającą cerą: przetłuszczającą się, a przy tym wrażliwą, skłonną do wyprysków. Zaczęła analizować skład produktu. Chemik był z niej żaden, dlatego też wieczory spędzała na poszukiwaniach w Internecie.

Świat chemii kosmetyków stał się dla niej nową, fascynującą rzeczywistością i pochłonął ją całkowicie. Podczas badań, cały czas myślała o potrzebach swojej skóry i próbowała znaleźć odpowiedź na nurtujące ją pytanie: jak doprowadzić ją do ładu. Stopniowo, gdy zaczęła rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, doszła do własnych wniosków. Istotne dla niej stało się nie to, co produkty miały w swoim składzie, ale to, czego w nich nie było. Okazało się to przełomowym odkryciem.

Smoothie dla skóry i detoks dla piękna

Wnioski były proste i Tiffany widziała je jak na dłoni. Składniki, które podrażniają skórę, marki kosmetyczne dodawały do swoich produktów, aby stały się bardziej kuszące. Kolory, zapachy i cudowna tekstura kremów – wszystko po to, aby działać na nasze zmysły. Tiffany jednak zrozumiała, że jedyne w czym pomagają, to dobry marketing, a zdrowie skóry spychane jest na drugi plan. Substancje te postanowiła nazwać „podejrzaną szóstką” i całkowicie wyeliminować ze swojego kosmetycznego jadłospisu. Olejki eteryczne, silikony, barwniki, filtry chemiczne, wysuszające alkohole i SLS – wpisała je na czarną listę, odstawiła na zawsze i długo nie musiała czekać na pierwsze efekty. Jej skóra odzyskała swoją świetność, a Tiffany – pewność, że właśnie to powinno być podstawą wszystkich produktów pielęgnacyjnych.

Zdrowa cera stała się priorytetem, a dobieranie składników zaczęło przypominać tworzenie koktajlu. Całe dobrodziejstwo poszczególnych elementów kosmetyku Tiffany łączyła w pyszne rozwiązania tak, aby zaspokoić pragnienie skóry. Finalnie uznała, że wszystkie produkty muszą się uzupełniać, aby można było tworzyć spersonalizowane smoothie, które spełni oczekiwania cery.

Stopniowo wyłaniały się pierwsze receptury, a zalążek marki Drunk Elephant powstał na kartce papieru. Tiffany wiedziała dokładnie, co chce mieć w swoich produktach, a jakie składniki powinna omijać szerokim łukiem. O pomoc zwróciła się do profesjonalnego chemika i po trzech latach prób mogła powitać na świecie swoje pierwsze kosmetyki.

Legenda o podchmielonym słoniu

Pozostała jeszcze kwestia nazwy marki. Podczas ze swoich poszukiwań, Tiffany natknęła się na opis oleju marula i gdy tylko dostała go w swoje ręce, szybko zrozumiała, że jest on zbawienny dla skóry. Razem z wiedzą o tym niesamowitym składniku, odkryła także krążące o nim legendy.

Drzewa marula porastają afrykańskie ziemie i stanowią niewyczerpane źródło korzyści zarówno dla ludzi jak i zwierząt. Mówi się, że najbardziej doceniają je słonie, które uwielbiają zjadać dojrzałe owoce. Wyczekują, aby drzewa zrzuciły je na ziemię, następnie dają im czas na to, aby nieco sfermentowały, a następnie konsumują z ogromnym apetytem. Tak się jednak składa, że podczas tego procesu, tworzy się alkohol, więc słonie przy okazji zjadania tej pysznej przekąski, stają się… pijane.

Obraz chwiejących się słoni, które wpadają na siebie pod wpływem wyskokowych owoców, stał się dla Tiffany tak zabawny, że nie mogła przejść obok niego obojętnie. Sama twierdzi, że jest dość poważną i konkretną osobą, ale nazwanie marki Drunk Elephant (Pijany Słoń) było silniejsze. Zrobiła rozeznanie wśród swoich znajomych. Połowa z nich zachwyciła się pomysłem, a druga uznała to za zbyt niestosowne. Finalnie jednak Tiffany postawiła na swoim. Po dziś dzień logo ze słoniem widnieje na jej kosmetykach i prawdopodobnie wywołuje uśmiech na twarzy za każdym razem, gdy na nie spogląda.

Piękno kontrolowane

Dla Tiffany zdrowie skóry jest priorytetem. Uważa, że zarówno składniki naturalne jak i chemiczne mogą stanowić zbawienie lub porażkę dla stanu cery. Nie skupia się na jednym typie surowców, ale dzięki swojej zdobytej wiedzy, dobiera je bardzo świadomie. Stąd też określenie, że Drunk Elephant to kategoria „clean clinical” (czysty klinicznie). Tiffany dba o nieskazitelność składników i ich działanie na skórę. Nie znajdziecie tu „podejrzanej szóstki”, a także jakichkolwiek substancji podrażniających, uczulających czy toksycznych. Czeka was jedynie prawdziwa czystość i nieskazitelność składów. Poza tym, przy tworzeniu kosmetyków podchodzi w sposób kliniczny, drobiazgowo wybierając odpowiednie pH, połączenia między surowcami i ich stężenie.

Biorąc pod uwagę filozofię marki, mamy pewność, że Drunk Elephant to przede wszystkim troska o zdrowie naszej cery. Każdy produkt koncentruje się na konkretnym problemie, który chcemy rozwiązać, a kosmetyki możemy łączyć ze sobą bez strachu o niepożądane konsekwencje, zupełnie niczym składniki koktajlu.

Co warto wypróbować? Przede wszystkim osławiony przez samą Tiffany Masterson olej marula – Virgin Marula Luxury Facial Oil. Jako potężny antyoksydant, walczy ze znakami upływu czasu, zwalcza przebarwienia, a także goi stany zapalne. Sprawdzi się dla każdej cery, otulając ją pielęgnacyjną warstwą aktywnego dobra. Do tego fantastyczna maska T.L.C. Sukari Babyfacial. Rozświetla skórę, wyrównuje jej koloryt i strukturę. Wszystko za sprawą potężnej dawki kwasów AHA i BHA, które działają niczym czarodziejska różdżka. Na koniec, jeśli marzy wam się krem nawilżający nie z tej ziemi, spróbujcie B-hydra Serum. Stworzone jest w 90% ze składników pochodzenia naturalnego. Aktywne cząsteczki, dzięki swoim niewielkim rozmiarom, są w stanie dotrzeć do głębszych warstw skóry i tam zapewnić jej długotrwałe nawilżenie. Bez względu na rodzaj cery, będziecie zachwyceni rezultatem.

Olejek z maruli do pielęgnacji twarzy Virgin Marula, Drunk Elephant, 189 zł

KUP

Maska z kwasami AHA/BHA Babyfacial, Drunk Elephant, 385 zł

KUP

Serum nawilżające B-Hydra, Drunk Elephant, 239 zł

KUP

Tiffany Masterson swoją marką Drunk Elephant namieszała na rynku kosmetycznym. Pojawienie się jej kosmetyków udowodniło, że osoba bez wykształcenia chemicznego, przy odrobinie zacięcia i ogromnym marzeniu, aby zmienić swoją cerę, jest w stanie stworzyć kosmetyki, które kochają skórę. Co więcej, robi to bez niepotrzebnych składników, które poprawiały jakość produktu, ale nie koniecznie stan cery. Tiffany udowadnia, że chcieć to móc, więc czy i Wy zechcecie dać nową szansę swojej skórze?

Najczęściej czytane

Polecane artykuły