Zwalcz pryszcza – czy wyciskanie nie popłaca?

Ania Sokołowska

Za chwilę miałam skończyć 36 lat, a moje problemy skórne miały się w najlepsze. Praktycznie nie było takiego dnia, żeby na mojej twarzy nie pojawiły się jakieś niedoskonałości. Wiem, brzmi to okropnie. Zupełnie jakby mój organizm postanowił nagradzać mnie jednym pryszczem za każdy dobrze przeżyty dzień. Coś na wzór odznaczeń u harcerzy. Z tego też powodu słyszę to przez prawie pół swojego życia: nie ruszaj, zostaw, nie wyciskaj! Jeszcze te podejrzliwe spojrzenia, kiedy tłumaczę, że to wcale nie była moja wina. No właśnie, czy to przeze mnie? Dermatolodzy i kosmetolodzy przestrzegają przed wyciskaniem pryszczy. Ja żyję z nimi już tak długo, że wiem, które zostawić w spokoju, a którymi zająć się na własną rękę.

Zbliżały się moje urodziny, czas zmian i nowych pomysłów na siebie, dlatego postanowiłam przeprowadzić eksperyment. Miesiąc bez jakiegokolwiek wyciskania. Udowodnię wszystkim ekspertom, że znam swoją twarz lepiej niż oni i wiem, jak się nią zająć. Zgromadziłam zapasy maści, kremów i plastrów i rozpoczęłam nowy rozdział swojego życia.

Dzień pierwszy

Dziś są moje urodziny, więc eksperyment czas zacząć. Zmywam makijaż po całym dniu i patrzę w lustro. Jeszcze wczoraj wszystko było dobrze, dzisiaj jednak los w prezencie przyniósł mi dwa dorodne pryszcze: jeden na czole, drugi na policzku. Mam wrażenie, że to na złość, żeby sprawdzić moją silną wolę. Okazuje się słabsza niż myślałam, bo niewiele myśląc wycisnęłam wszystko, co tylko się dało i dopiero wtedy zrozumiałam istotę zniszczeń. Cóż, za późno i zdecydowanie nie było warto. Z dnia pierwszego, zrobił się dzień zero. Przełykam dumę, przyklejam na ranki plastry Some By Mi – Miracle Clear Spot Patch i kładę się spać. Swoje już tu zrobiłam.

Gojące plastry na wypryski, Some By Mi, 22,90 zł

KUP

Dzień piąty

Mija już prawie tydzień, a ja nadal męczę się z pryszczami, które chciałam unicestwić pierwszego dnia. Plasterki na pryszcze pomogły na tyle, że zmniejszyły je o połowę, więc dobre i to. Naklejam je na noc i widzę znaczną różnicę. To mój numer jeden w leczeniu wyprysków. W dniach, kiedy nie muszę zbytnio wychodzić z domu, nakładam na nie antybiotyk w proszku Dermatol. Jest żółty i podczas aplikacji rozsypuje się po połowie łazienki, ale świetnie radzi sobie z zaognionymi stanami zapalnymi, więc się lubimy. Poza tym trzymam ręce przy sobie i nic nie kombinuję przy twarzy.

Dzień jedenasty

Dzień dobry, to my pryszcze! Brakowało im jeszcze tylko transparentu, kiedy postanowiły podbić moje czoło. Pewnie znacie ten typ: małe, podłe, białe, które mogłabym wycisnąć na raz. Ale obiecałam sobie, więc nie ruszam! Patrzę na nie tylko z pogardą. Zamiast siłą, traktuje je moim nowym odkryciem – koreańskim kremem na wypryski Tiam – AC Fighting Spot RX Cream z niacynamidem i cynkiem, rzucam im pełne nienawiści spojrzenie i wychodzę z domu.

Krem na wypryski TIAM AC Fighting Spot Rx Cream, 75 zł

KUP

Dzień dwunasty

Walczę. Z pryszczami i ze sobą. Nadal ich nie ruszyłam, co uważam za zwycięstwo porównywalne do tego w Bitwie Warszawskiej. Przybijam sobie mentalną piątkę, nakładam mój koreański krem i idę spać.

Dzień trzynasty

One nadal tam są! Jak to dobrze, że od niedawna mam grzywkę! W sumie, jak użyję korektora to prawie ich nie widać, ale świadomość tego, że wystarczyło by szybkie ich wyciśnięcie, aby się ich pozbyć, nie daje mi spokoju. Wytaczam kolejne działa w postaci Papki do cery trądzikowej marki Jadwiga, która zawsze dobrze radzi sobie z wysuszaniem różnego rodzaju problemów skórnych. Trudno, zobaczymy, czy znikną.

Papka do cery trądzikowej, Jadwiga, 34 zł

KUP

Dzień piętnasty

Nie mam zamiaru się z tego tłumaczyć. Skończyła mi się cierpliwość. Wycisnęłam, posmarowałam DuoSeptem AG+ i uznałam, że i tak wykazałam się i tak niezłomnością charakteru. Tyle dni bez wyciskania, kiedy pokusa taka duża? Niebywałe! Przy okazji muszę stwierdzić, że reszta twarzy jest w całkiem dobrej kondycji. Brawo ja! Trochę wstyd, ale nadal przybijam sobie mentalną piąteczkę. Taką nieco nieśmiałą.

Płyn do pielęgnacji skóry DuoSept, 23,99 zł

KUP

Dzień szesnasty

Czego się nauczyłam do tej pory? Przeczekanie, smarowanie i wyciśnięcie w ostateczności sprawiło, że wszystko dobrze się goi. Smaruję strupki Tormentiolem i uznaję, że jest dobrze.

Maść Tormentiol, 12 zł

KUP

Dzień dwudziesty pierwszy

Wracam do domu tak zmęczona, że nie mam siły na nic. Zmywam makijaż, jak automat, nie myśląc zbyt wiele. Wycieram twarz ręcznikiem, spoglądam w lustro i nagle zdaję sobie sprawę z tego, że doszło do małej katastrofy. Chyba zrozumiałam, skąd się biorą moje problemy. Wyciskanie jest dla mnie formą jakiejś dziwnej gratyfikacji i ukojenia nerwów. Tutaj zaskórnik, tam jakaś krostka i zanim się nie obejrzę, cała twarz wygląda jak jesień średniowiecza. Wstyd mi za siebie, od jutra nic już nie ruszam.

Dzień dwudziesty drugi

Niby postanowienie zrobione, ale co z tego, skoro tam, gdzie dopuściłam się zbrodni, dzisiaj widzę jeszcze większy problem. W niektórych przypadkach rzeczywiście pomogło, w większości zaszkodziło na tyle, że teraz muszę zmierzyć się z pryszczami zamiast niewinnymi zaskórnikami.

Dzień dwudziesty trzeci

Jest lepiej, więc kontynuuję smarowanie Dermatolem, ćwiczę samokontrolę i stwierdzam, że jakoś to będzie.

Dzień dwudziesty dziewiąty

Za chwilę minie miesiąc. To była długa droga wzlotów i upadków. W ramach nagrody za zakończenie eksperymentu udaję się na dermapen do Saska Clinic. Słyszę od mojej kosmetolog, że cera wygląda dużo lepiej. Ja też to zauważam i wiem dlaczego. Wyciskanie naprawdę nie popłaca! Zwracam honor wszystkim ekspertom, którzy o tym mówią, a ja zbywałam ich ekspertyzę swoimi mądrościami wyssanymi z palca. Żałowałam praktycznie za każdym razem, gdy tylko dotknęłam jakiegokolwiek pryszcza. W tej chwili moja twarz wygląda o niebo lepiej, a po dermapenie wiem, że będzie zmierzać ku lepszemu. W ten miesiąc nauczyłam się tak wiele.

Epilog: dzień trzydziesty siódmy

Nie nauczyłam się absolutnie niczego! Wstaję rano, patrzę w lustro i widzę niewielkiego pryszcza. Pomyślałam, że nowy rok, nowa ja, więc pozbędę się go najbardziej higienicznie jak jest to możliwe. Biorę patyczki kosmetyczne, którymi mam zamiar dokonać dzieła. Niestety chwila nieuwagi i jeden z nich przesuwa się po skórze, zdzierając ją całkowicie. Zostaję z raną, którą będę leczyć pewnie przez następne kilkanaście dni. Chyba czas wrócić do dnia zero i odrobić lekcję raz jeszcze.

Najczęściej czytane

Polecane artykuły