Przyjaciel na dobre i na złe, czyli podkład Oslo od Bikor
Wygląd prasowanego pudru i moc podkładu o aksamitnym wykończeniu? Jest to możliwe! Podkład w kompakcie od Bikor potrafi zdziałać takie cuda od ręki.
Szczęśliwy ten, który znalazł swój ulubiony podkład. Chociaż krążą legendy o tym, że niektórym się to udało. Jestem prawie pewna, że u większości z was właśnie przemknęła przez głowę myśl pełna zazdrości. Najwidoczniej świat został tak zaprojektowany, aby było to dla nas prawdziwym wyzwaniem. Aż dziwne, że dosłownie nie słyszymy chichotu losu, kiedy podchodzimy do kasy z kolejnym podkładem. Gdyby się zastanowić, gratulujemy znajomym awansu i zakupu nowego auta, a ja szczerze uważam, że odnalezienie perfekcyjnego podkładu, powinno zostać nagrodzone przynajmniej owacją na stojąco. Mam to szczęście, że po zużyciu najprawdopodobniej ośmiu opakowań, właśnie dołączyłam do tej grupy wybrańców. Wszystko za sprawą podkładu w kompakcie Oslo od marki Bikor. Mój mały przyjaciel, który jeszcze nie zawiódł mnie w nawet najtrudniejszej sytuacji.
Wielkiej miłości początki
W naszym świecie podkłady w kompakcie zaliczają się do produktów niszowych. Zepchnęły je w cień płyny, kremy, żele i musy. Wszystko prawdopodobnie za sprawą tego, że nie za bardzo wiemy, o co w nich tak naprawdę chodzi. Dla części z nas są tym samym co pudry, których używamy do utrwalenia makijażu, pozostali nie wiedzą nawet o ich istnieniu. Tymczasem, szanowni państwo, podkłady w kompakcie istnieją, potrafią zdziałać cuda i mają się naprawdę dobrze.
Przyznaję z ręką na sercu, że ja sama miałam z nimi związek ze statusem „to skomplikowane”. W kufrze nosiłam malutką próbkę i używałam jej z wielkim zaangażowaniem do momentu, kiedy mój pędzel dotknął denka. Gdy tylko się skończył, zdążyłam o nim szybko zapomnieć.
Wszystko prawdopodobnie za sprawą założenia, że moja twarz nie jest stworzona do podkładów w kompakcie. Każdy kosmetyk o suchej konsystencji momentalnie podkreśla wszystkie suche skórki, a po kilku minutach sebum zaczyna malować na nim tłuste kropki w miejscu każdego pora. Przekomiczny widok, z którym absolutnie nie jest mi do śmiechu.
Przedziwnym trafem jednak natknęłam się na podkład w kompakcie Oslo od marki Bikor i zapragnęłam bardzo go przetestować. Podeszłam do niego z dużą dozą niepewności i jednoczesną ekscytacją „pierwszego razu”. Zatapiając pędzel w opakowaniu, nie śniło mi się nawet, że właśnie zdobyłam to, na co czekałam całe życie – mój ukochany podkład.
Prosto, miło i przyjemnie
Przed wami sprawca całego zamieszania – podkład w kompakcie Oslo. Zamknięty w czarnym, eleganckim, kwadratowym opakowaniu, skrywa w swoim wnętrzu produkt naprawdę wyjątkowy. Zanim jednak przybliżę wam sylwetkę tej gwiazdy, powtórzcie za mną głośno niczym mantrę: „to nie jest tylko puder, to nie jest tylko puder, to nie jest tylko puder”. Teraz jesteście gotowi by poznać jego tajemnice.
Oslo od Bikor jest produktem, który z powodzeniem możecie stosować na trzy sposoby. Wypróbowałam je wszystkie i potwierdzam wiarygodność tego stwierdzenia. Oczywiście może być świetnym pudrem do wykończenia makijażu, który da wam dodatkową dawkę krycia i nieskazitelny wygląd cery. Nałożony punktowo mokrym pędzelkiem z powodzeniem pozwoli wam zakryć przebarwienia i niedoskonałości. Jednak jego główną misją jest stanie się waszym nowym, ulubionym podkładem, który zrewolucjonizuje makijaż.
Wystarczy omieść twarz pędzlem lub załączoną gąbeczką, aby w prosty sposób nadać swojej skórze perfekcyjnego wyglądu. Specjalna formuła o dużej zawartości pigmentu sprawia, że cera staje się nieskazitelna, o aksamitnym wykończeniu. Nie zliczę, ile razy po zastosowaniu tego podkładu, usłyszałam komplementy na temat mojej cery, której daleko do ideału. Cały proces jest dziecinnie prosty, zajmuje chwilę, a podkład w kompakcie można zabrać ze sobą na poprawki w ciągu dnia. Nawet po dołożeniu kolejnej warstwy, nic się nie warzy i nie roluje, a cera wygląda pięknie przez wiele godzin. Chcecie usłyszeć ciekawostkę? Podkład Oslo od Bikor był jedynym produktem, który trzymał się na mojej twarzy pomimo czterdziestostopniowych upałów w Dubaju. Nie zdradził mojego zaufania nawet na chwilę. To chyba definicja najlepszego przyjaciela.
Diabeł tkwiący w szczegółach
Dlaczego podkład Oslo nie wysusza i nie podkreśla skórek? Czy nakłada się pod niego krem? Czy puder na wierzch? A może przy dłuższym stosowaniu będzie zatykał pory? Moi drodzy, nie panikujcie, już rozwiewam wszelkie wątpliwości.
Podkład w kompakcie od Bikor ma konsystencję prasowanego pudru, jednak daleko mu do wysuszania cery. Wszystko za sprawą swojego wnętrza. Wzbogacony został w witaminy A oraz E, które dbają o młodość i utrzymanie odpowiedniego nawilżenia. Do tego znajdziecie w nim lecytynę, olej z nasion słonecznika, orzechów arachidowych i róży rdzawej. To prawdziwa bomba odżywienia dla skóry. Rozjaśnia, zwalcza wolne rodniki, przywracając skórze młodość, a przy tym jest dla niej niezwykle łagodny. Sprawdzi się dla każdego, nawet dla największych wrażliwców. Przy tym wszystkim nie jest komedogenny, nie będzie zatykał porów, a nawet muszę stwierdzić, że poprawia kondycję skóry.
Przed jego aplikacją, zastosujcie pełną pielęgnację tak, jak to robiliście do tej pory. Osoby o wybitnie suchej skórze prawdopodobnie będą musiały dorzucić odrobinę więcej nawilżenia. W opakowaniu, poza podkładem w kompakcie, znajdziecie niewielkich rozmiarów gąbeczkę. Możecie jej z powodzeniem używać do aplikacji podkładu, co z resztą sama robię, kiedy wiem, że będę malować się w biegu poza domem. Jednak moim ukochanym narzędziem szybko stał się pędzel Brush Bikor Black Oslo. Ścięty na płasko, o gęstym włosiu pozwala nałożyć podkład niezwykle sprawnie. Posuwiste ruchy pędzlem stworzą bardziej delikatne krycie, a jeśli zależy wam na nieco mocniejszym efekcie – użyjcie pędzla jak stempla, przyciskając go do twarzy miejsce przy miejscu. Na jaki efekt możecie liczyć? Podkład w kompakcie Bikor daje krycie od lekkiego do średniego, wyrównuje koloryt i daje aksamitne wykończenie. Nie trzeba stosować na niego dodatkowej warstwy pudru, co jest ogromnym plusem. Każda cera jest jednak inna. Jeśli więc uznacie, że zaczynacie świecić się zbyt szybko, nic nie stoi na przeszkodzie, aby wspomóc go odrobiną pudru.
Czy zamieniłabym podkład Bikor na inny? Nie powiem, zdarza mi się skok w bok i wypróbowanie czegoś nowego. Zawsze jednak wracam do podkładu Oslo. Żaden inny produkt nie kochał mojej cery tak, jak on i nie otrzymywał tylu komplementów. Po ósmym zużytym opakowaniu chyba należy nam się status zaawansowanego, poważnego związku z długim stażem.