Do zakochania jeden tint – jak używać tintów do makijażu?
Bywają takie dni, kiedy ustawiam je jeden obok drugiego i przyglądam się im z bliska. Podnoszę powoli i wpatruję w ich zawartość. Podziwiam kolorowe płyny, które znajdują się w środku i patrzę, jak wyglądają w promieniach słońca. Tinty do ust są jednym z tych produktów, które nie tylko rewelacyjnie sprawdzają się w makijażu, ale i dają wiele przyjemności z ich kolekcjonowania. W końcu nie oszukujmy się. Zawsze warto mieć dodatkowy odcień czerwieni w kosmetyczce. Różowy też jest wspaniały. O kolorach nude nawet nie wspomnę… To już chyba objaw obsesji!
Tinty do ust potrafią uzależnić. Delikatne jak piórko, mocno napigmentowane i pozwalające nam stworzyć dokładnie taki efekt, o jakim marzymy. Do tego wielofunkcyjne i bardzo często pachnące tak cudownie, że z przyjemnością się do nich wraca. Nadal uważam, że są kosmetykiem niedocenianym. Dlatego też za cel postawiłam sobie, aby głosić ich wspaniałość i tym samym powiększać fanklub tintów do ust. Czy mi się uda? Sami oceńcie po przeczytaniu mojej historii i wypróbowaniu pierwszego z nich.
Idealny odcień dla każdego!
Moja miłość do tintów do ust zaczęła się równocześnie z wielkim uczuciem do wszystkiego co koreańskie. Pamiętam, że na samym początku nie wiedziałam, o co tak właściwie w tym chodzi. Byłam za to pewna jednego – skoro Koreanki używają tintów, to musi być to coś wspaniałego. Tak właśnie wyglądał mój pierwszy skok w głębiny makijażu z użyciem tych kosmetyków, a moja wielka miłość trwa do dziś.
Tinty do ust to przede wszystkim trwałość. Zawarty w nich pigment pozostaje na ustach przez cały dzień, bez względu na to, czy pijemy, jemy lub też się całujemy. Płynna konsystencja pozwala na bezproblemową aplikację, a stopień natężenia koloru można dobierać według własnego uznania. Biorąc to wszystko pod uwagę, mam wrażenie, że tinty do ust jest jak studnia bez dna – miną długie miesiące, aby przy codziennym stosowaniu dojść chociaż do połowy opakowania.
Dlatego też teraz, gdybym miała rozpoczynać swoją przygodę z nimi, sięgnęłabym po coś tak uniwersalnego, żeby pasowało na dzień i na noc, do jeansów i małej czarnej, a do tego w każdy miesiąc w roku. Mój wybór? Benetint od Benefit Cosmetics. Wyrobił już sobie miano kosmetyku kultowego i zupełnie mnie to nie dziwi. Zapach – zupełnie jak płatki róż, konsystencja – płynna i delikatna, pigment – dokładnie taki, jaki trzeba. Odcień Benetint został tak skomponowany, że sprawdzi się na każdym. Mówię to z pełną przekonania pewnością. Jeśli jednak wzywa was chęć przetestowania czegoś więcej, przed wami całe morze możliwości.
W pigmencie siła
Pigment w tintach to esencja sukcesu. Nałożony na usta, stopniowo w nie wsiąka, aby zabarwić je na wiele godzin. Tak proste, że aż genialne! Jest to wspólny element, który łączy wszystkie tinty. Konsystencja jest już kwestią gustu. Możecie postawić na te bardziej wodniste, przypominające sok owocowy, który barwi usta na pyszne kolory. Istnieją także te odrobinę gęstsze, pozwalające na bardziej precyzyjną aplikację. Takim wyborem będzie, np. GoGo Tint od Benefit Cosmetics. Sprawdzi się przede wszystkim wśród miłośników różowych odcieni. Ma w sobie coś z połączenia wiśni i maliny, tworząc przepyszny duet. Dla tych, którzy stawiają na bardziej brzoskwiniowe tony, stworzony został ChaCha Tint. Odcień dojrzałego mango podkreśli usta złotymi odcieniami. Warto również wiedzieć, że aplikatory zostały tak zaprojektowane, aby bez najmniejszego problemu podkreślić usta kolorem. Co warto jeszcze wiedzieć? Tinty do ust sprawdzają się świetnie jako róże do policzków. Chociaż zastosowań mają dużo, dużo więcej.
Jeden tint – wiele możliwości
Czy istnieją jakieś zasady stosowania tintów? Przed ich aplikacją warto dokładnie nawilżyć usta. Możecie nałożyć odżywczy balsam, wykonać makijaż twarzy i wrócić do ust na samym końcu. Zdejmijcie chusteczką jego nadmiar i nałóżcie tint. W ten sposób przedłużycie jego trwałość i sprawicie, że usta będą wyglądać perfekcyjnie. Jeśli jednak potrzebujecie większego wsparcia, możecie sięgnąć po peeling do ust, i zrobić im małe spa. Żegnajcie niechciane skórki, witaj nieziemska gładkości!
Czy na tym repertuar możliwości tintów się kończy? Absolutnie nie! Możecie używać ich także jako super trwałego różu do policzków. Wystarczy zrobić kilka kropek aplikatorem, a następnie rozetrzeć produkt na policzkach. W ten sposób stworzycie trwały rumieniec, któremu nie są straszne wysokie temperatury i buziaki w policzki z tuzinem przyjaciół.
Gdyby poszukać jeszcze jakiegoś zastosowania dla tintów, myślę, że sprawdziłyby się świetnie w roli cieni do powiek. Niewielka ilość delikatnie podkreśli oczy i stworzy monochromatyczny look.
Natężenie koloru w makijażu tintami to kwestia gustu i bardzo łatwo ją okiełznać. Kolejne warstwy oznaczają więcej pigmentu, a co za tym idzie, mocniejszy odcień. Jeśli jednak marzy się wam coś niezwykle delikatnego, zaledwie muśnięcie kolorem, wystarczy jedna warstwa, którą od razu warto odcisnąć chusteczką. Dzięki temu usta będą wyglądały całkowicie naturalnie i sprawiały wrażenie zdrowych, pełniejszych i zadbanych.
Tinty do ust to produkt, który dzięki swoim licznym kolorom i zastosowaniom, nigdy się nie nudzi. Zawdzięczamy mu niesamowitą trwałość, która zostaje z nami przez cały dzień. Przyjaciel, który nie opuszcza nas nawet na krok od rana do wieczora. Warto mieć, używać i się nim bawić. Mam nadzieję, że pokochacie go tak samo jak ja.