Maksymalnie piękne usta z Sister’s Aroma Lip Maximizer
Jeśli marzycie o balsamie, który tuż po nałożeniu sprawia, że usta wyglądają bardziej kusząco, możecie zakończyć swoje poszukiwania. Przed wami magia made in Ukraine zamknięta w słoiczku.
Słyszałam o nim dużo dobrego. Mówili, że świetny i najlepszy jaki mieli. Do tego o ukraińskich korzeniach. Przyznam, że już za samo urocze, minimalistyczne opakowanie balsamu do ust Lip Maximizer od Sister’s Aroma mogłabym sprzedać pokaźną część mojej duszy, ale zajęło mi nieco czasu, aby w końcu po niego sięgnąć. W ostatnich miesiącach przetestowałam tak dużą ilość balsamów do ust, że kolejny wydawał mi się całkowitą fanaberią. Gdzieś jednak z tyłu głowy wyrył mi się w pamięć wielkimi literami i nie pozwolił o sobie zapomnieć. Gdy w końcu nadszedł dzień, w którym użyłam go po raz pierwszy, odczułam niesamowity smutek. Żałowałam, że tak długo z tym zwlekałam.
Esencja piękna w różowym słoiczku
Marka Sister’s Aroma jeszcze do niedawna nie mówiła mi zbyt wiele. Słyszałam o niej głównie od moich ukraińskich znajomych, które hołd na jej cześć przywiozły ze sobą z ojczystej ziemi. Początkowo były to pojedyncze głosy, które powoli zaczynały łączyć się w głośny okrzyk zachwytu. Zanim się obejrzałam, Sister’s Aroma było już dostępne w Polsce i nic nie stało na przeszkodzie, aby wreszcie wypróbować kosmetyki tej marki.
Pierwszy strzał okazał się objawieniem. Lip Balm Maximizer był tym kosmetykiem, o którym słyszałam najwięcej, więc nic dziwnego, że to on zagościł na mojej łazienkowej półce chwały. Zamknięty w niewielkim, różowym słoiczku o bardzo minimalnej szacie graficznej, przyjemnie przemawiał do mojego poczucia estetyki. Jednak to we wnętrzu należy szukać magii.
Gęsty, rozpływający się na ustach i otulający je warstwą nawilżenia balsam, wzbogacony został w olejek rycynowy i jojoba oraz emolienty. Dzięki nim skóra zostaje nawilżona i odżywiona. Jest to funkcja, której spodziewałabym się po tego rodzaju kosmetyku, jednak nic nie było w stanie przygotować mnie na to, jaką magię znajdę w środku. Zaraz po nałożeniu balsamu, usta stają się zdrowsze, błyszczące, zaróżowione, a do tego gładsze, większe… Nie wiem, jak zrobiony jest ten balsam, ale najprawdopodobniej składa się z jakiś wyjątkowych składników.
Maksymalny efekt, minimalna ilość
Balsam z pojemnika wyjmuję przy pomocy patyczka higienicznego. Nie nakładam go zbyt wiele, bo chcę zobaczyć, jak najbardziej naturalny efekt na swoich ustach. Lip Maximizer magicznie je upiększa na tyle, że nie nakładam na twarz nic więcej poza odrobiną korektora i mascary. Plus dziesięć punktów do pewności siebie.
Balsam ma bogatą, gęstą konsystencję, jednak nie odczujecie wrażenia ciężkości po nałożeniu go na usta. Nie klei się, nie rozwarstwia, a zamiast tego dodaje stonowanego blasku. Działa też trochę jak filtry z Instagrama. Usta wydają się momentalnie piękniejsze, zupełnie tak, jakby zapominały o tym, że jeszcze przed chwilą były spierzchnięte do granic możliwości.
Wisienką na torcie jest odrobina koloru. Nie miałabym nawet świadomości tego, że moje usta właśnie stały się dzięki niemu piękniejsze, gdyby nie patyczek higieniczny, na którym zauważyłam odrobinę różowego pigmentu, po nałożeniu balsamu. Jest on całkowicie niewykrywalny i niewidzialny dla gołego oka. Najprawdopodobniej jego magia polega na tym, że wchodzi w reakcję z naszym pH i dopasowuje się do koloru ust. Dzięki temu ma się wrażenie, że są one zdrowsze, a nie umalowane. Sztuczka godna mistrza! Podobno można nakładać go także na policzki, aby dodać im odrobinę koloru. Coś mi mówi, że to kolejny krok, który muszę wpisać na swoją listę rzeczy do wypróbowania.
Schowajcie wszystkie balsamy do ust! Lip Maximizer od Sister’s Aroma to nowy wymiar pielęgnacji, która nie tylko działa, ale i upiększa. Zakochacie się w nim od pierwszego wejrzenia i prawdopodobnie nie będziecie się rozstawać w ciągu dnia i nocy. Oto właśnie ta magia!