Wachlarz rzęs w wersji instant – recenzja kultowej maskary Lash Idôle od Lancôme

Fot. Imaxtree/ Agencja Free

Były obłędne – hipnotyzująco długie i gęste, zakrywające oczy całym swoim wachlarzem wraz z każdym przymknięciem powiek. Naoglądawszy się ich na czarno-białym ekranie, trudno nie zapałać do nich miłością i pożądaniem. Sęk w tym, że nad rzęsami Audrey Hepburn zawsze czuwała ręka Alberto de Rossi. A co nam pozostaje? Wiara w jakość dobrze wybranej maskary? I jeśli tak, to czy kultowy tusz do rzęs Lancôme Lash Idôle może być naszą odpowiedzią?

To hipnotyzyjąco głębokie spojrzenie spod wachlarza gęstych, szeroko rozstawionych rzęs było efektem, jaki Alberto de Rossi uzyskiwał dzięki… rozdzielaniu ich pinezką przed nałożeniem mascary! Dodajmy, że przeciętne oko dorosłej osoby ma 100-150 rzęs na górnej powiece i 50-75 na dolnej; u niewprawionej osoby taka technika mogłaby się skończyć tragicznie. Nie róbcie tego w domu!

Co jednak zrobić, aby uzyskać podobny efekt, podkreślić trwale spojrzenie i nadać mu elegancką, gęstą oprawę? Klucz to wybrać dobrą maskarę. Opis Lancôme Lash Idôle sugeruje, że to właśnie taki tusz: lekki, podkręcający i podkreślający rzęsy, a przy tym zapewniający im naturalny wygląd. Sprawdziliśmy więc, czy rzeczywiście tak jest!

Tusz do rzęs Lash Idôle, Lancôme, 154 zł

KUP

Ada Grabowska: Tusz do rzęs Lancôme Lash Idôle znam od dawna, używam od dawna i absolutnie nie wyobrażam sobie bez niej pracy. Nie zliczę ile opakowań zużyłam. Pięknie podkręca i pogrubia rzęsy, a dzięki silikonowej szczoteczce precyzyjnie je rozdziela. Nie kruszy się i nie rozmazuje, a wiem, że dla wielu kobiet te dwie rzeczy to zmora. Szczoteczka jest wyprofilowana w kształt łuku oraz posiada włosie różnej długości. Ułatwia to pomalowanie rzęs od samej nasady i dokładne pokrycie ich tuszem po całej długości. Dodatkowym plusem jest łatwość, z jaką tusz schodzi podczas wieczornego demakijażu. Delikatna skóra wokół oczu nie lubi nadmiernego pocierania jej i tu zdecydowanie tego unikamy. Dla uzyskania jeszcze bardziej spektakularnego efektu, polecam przed użyciem maskary użyć zalotki.  

Anna Sokołowska: Mój osobisty makijaż opisać można jednym słowem: minimalizm. Wystarczy, aby cera była wyrównana, brwi lekko zaakcentowane, a policzki muśnięte różem. Do tego najczęściej czerwona pomadka, ponieważ pasuje do wszystkiego. W tej okrojonej wersji podkreślania urody jedynie jeden element musi być dla mnie absolutnie perfekcyjny i wymuskany do granic możliwości: rzęsy. W moich poszukiwaniach idealnego tuszu, udało mi się w końcu dotrzeć do Lancôme Lash Idôle i tak rozpoczęła się nasza przygoda. Zanim wspomnę o tym, jak wyglądają rzęsy po użyciu mascary, podkreślę jej największy atut – pozostaje na swoim miejscu przez cały dzień, w każdych warunkach, bez poprawek, rozmazywania i kruszenia. Moje powieki to istny raj do sprawdzania trwałości mascar, ponieważ skóra jest tam niezwykle kapryśna (zupełnie jak ja, kiedy jestem głodna!). Jeśli zatem coś się trzyma, to można być pewnym, że u każdego da radę. Co z rzęsami? Efekt można stopniować i z lekko zaznaczonych, okrytych głęboką czernią włosków, można stworzyć w mgnieniu oka prawdziwy wachlarz zniewalających rzęs. Bez sklejania i grudek! Każda rzęsa jest podkreślona, wszystkie włoski perfekcyjnie rozdzielone. To prawdopodobnie najlepsza szczoteczka w tuszu do rzęs, jaką będziecie mieć kiedykolwiek w ręku.

Anna Kordus: Jestem wielką fanką tuszu Hypnôse, więc wobec jego młodszego brata miałam naprawdę duże oczekiwania. Lash Idôle obiecuje zwiększenie objętości, a jego rewolucyjna formuła i innowacyjna szczoteczka ma podkręcić i wyraźnie unieść rzęsy. Początek naszej znajomości był rozczarowaniem. Tęskniłam za wyjątkowo dramatycznym efektem, jaki daje jego starsze rodzeństwo. Nie oszukujmy się – nie jestem minimalistką. Uwielbiam nadbudowywać tusz, aż będę mogła podrapać się rzęsami po czole. Lash Idôle za to wystarczy użyć raz, a kolejne warstwy niewiele zmieniają. 

Dopiero po 2 tygodniach stosowania dotarło do mnie, że IDÔLE jest IDEALny na co dzień! Rzęsy są bardzo wyraźnie (!) podkreślone i perfekcyjnie rozdzielone, ale nie wyglądają przy tym sztucznie. Do tego wystarczy pomalować je raz! Także zamiast codziennego kilkunastominutowego rzeźbienia – mój makijaż oczu trwa teraz serio kilkadziesiąt sekund. 

Szczoteczka jest rewelacyjna! Silikonowa (wolę takie) wygięta w łuk, z „włoskami” różnej długości, pozwala na precyzyjne dotarcie do wszystkich rzęs. To u mnie bardzo ważne – bo mam jasne blond rzęsy. Pominięcie nawet milimetra wygląda u mnie tak samo, jak jasne odrosty na kruczoczarnych włosach. Tusz nie obsypuje się w ciągu dnia i nawet po wielu godzinach wygląda świeżo. Testowałam go przy +30 stopni, więc na koniec dnia lekko się rozmazywał, ale przy takich temperaturach sprawdzają się tylko wodoodporne masakry, których szczerze nie znoszę potem zmywać. Lash Idôle przy demakijażu jest bezproblemowy, za co zyskał u mnie kolejnego plusa. 

TIP: jak wiele tuszy, także ten mam wrażenie, że się musi „napowietrzyć”, albo jak to inni określają „rozmalować”. Pierwsze dwa trzy użycia byłam nieco rozczarowana. Wiedziałam jednak, że tak często bywa z tuszami, że potrzebują czasu, więc nie traciłam nadziei. Słusznie, bo kiedy objawił swoją pełną moc – skradł moje serce.

Aga Brudny: Bez wytuszowanych rzęs nie ruszam się z domu, tak jak zresztą (jeśli wierzyć statystykom) prawie 90% Polek. Ale z byle jakim efektem na rzęsach też nie wychodzę, więc nie raz zdarzyło się, że po pierwszym użyciu nowa maskara lądowała w „koszu na śmieci”, jako marność niegodna moich rzęs. A że natura wyposażyła mnie w całkiem długie rzęsy to wymagania względem maskary mam niemałe: ma podkreślić ich długość, pogrubić, zagęścić i idealnie rozdzielić każdy najdrobniejszy włosek. A do tego być czarna jak smoła, trzymać się cały dzień, nie rozmazywać, nie kruszyć, nie odbijać przy byle okazji. Lancôme Lash Idôle wprawdzie idealnie rozdzieliła każdy włosek, podkręciła i wydłużyła moje i tak długie rzęsy, ale gdzie ta powalająca objętość, pogrubienie? Efekt tuszowania po pierwszej warstwie był na moich rzęsach jakiś taki chudziutki. Ale, że koleżanki chwalą, a w internetach roi się od pochlebstw pod adresem Lancôme Lash Idôle, postanowiłam dać mu drugą szansę. I nie żałuję! Okazało się bowiem, że to doskonały tusz – tylko, że bardziej wpisuje się w filozofię “slow life” niż tryb życia “fast and furious”. Za to efekt przy odrobinie cierpliwości i 3 warstwach tuszu jest wręcz powalający! Objętość, pogrubienie, wydłużenie, podkręcenie, idealne wręcz rozdzielenie, trwałość, wzorowa czerń. A do tego lekkość wynikająca z żelowej formuły, która naprawdę nie obciąża rzęs nawet przy kilku warstwach tuszu. Zdecydowanie polecam z adnotacją, że miłośnicy efektu “pajęczych rzęs po pierwszej warstwie” mogą być zawiedzeni. Lancôme Lash Idôle to tusz dający doskonały i trwały efekt… ale tylko przy odrobinie cierpliwości.

Aga Wilk: W kwestii codziennego makijażu jestem raczej minimalistką. To, czego zawsze szukam w kosmetykach to lekkość, naturalny efekt i trwałość. Czy maskara Lancôme Lash Idôle skradła moje serce? Oj tak! I to od pierwszego użycia! Słyszałam o niej wiele dobra, ale jakoś nigdy nie trafiła w moje ręce. Także, kiedy wreszcie tak się stało – bardzo się z tego powodu ucieszyłam! W końcu to kosmetyk kultowy, znany i uwielbiany przez miliony na świecie i w Internecie.

Pierwsze słowa pochwały kieruję w stronę szczoteczki, która jest jedną z lepszych szczoteczek, jakie miały okazję gościć w mojej prywatnej kosmetyczce do makijażu. Idealnie wygięta, silikonowa, bardzo dokładnie malująca każdy, nawet najmniejszy włosek (wewnątrz i zewnątrz oka). Duży plus za to, że idealnie dopasowuje się także do dolnej linii rzęs, która często sprawia więcej problemów, podczas malowania, niż górna linia rzęs. Żelowa formuła samego tuszu ma idealnie czarny odcień, jest niesamowicie trwała, nie kruszy się i nie odbija. Z ręką na sercu mogę Wam potwierdzić, że nic się z nią nie dzieje w ciągu dnia. Tam, gdzie ją nałożycie, tam pozostaje do momentu demakijażu – który także jest przyjemny, bo tusz zmywa się niezwykle łatwo i szybko.

Lancôme Lash Idôle świetnie rozdziela, naturalnie podkreśla i podkręca rzęsy. Jest to bardzo dobry wybór na co dzień, szczególnie dla tych, którzy nie lubią czuć makijażu na rzęsach. Osobiście uwielbiam tusze, które robią subtelny efekt #nomakeup, takie które delikatnie wydłużają, podkręcają i w naturalny sposób podkreślają spojrzenie. Lancôme Lash Idôle do takich właśnie się zalicza. Jeżeli jednak lubicie wzmocniony i bardziej wyrazisty makijaż rzęs – przy kilku warstwach tuszu także go osiągniecie!

Najczęściej czytane

Polecane artykuły