Growth Factor: czy istnieje zabieg idealny?

Fot. Imaxtree/ Agencja Free

Na spotkania, takie jak to, pędzę ile sił w nogach. Za chwilę oddam się całkowitemu odprężeniu, zadbam o siebie i zapomnę o całym świecie. Przynajmniej z takim postanowieniem udaję się do Cosibella Corner. Przyznaję szczerze, że to tutaj zamawiam większość kosmetyków do pielęgnacji. Można więc powiedzieć, że Cosibella to mój crush, dlatego też po wejściu do środka czuję motyle w brzuchu. Czeka na mnie niewielki, ale przytulny gabinet, w którym rozbrzmiewają przyjemne, relaksujące dźwięki muzyki. Zdejmuję buty i kładę się wygodnie. 

Zabieg-cud, czyli Growth Factor

Wreszcie czas na zabieg. Moja cera jest jak nieustająca impreza techno: wszystko działa u niej na najwyższych obrotach. Ultra tłusta, potwornie przesuszona, kapryśna i wrażliwa, na której nic nie chce się goić. Istne szaleństwo! Od pół roku traktuję ją regularnie dermapenem z kwasami i zauważam wreszcie pierwsze efekty, zwiastujące nadzieję. Do Cosibella Corner udaję się półtora tygodnia po jednym z takich zabiegów. Kosmetolog rekomenduje zabieg na twarz Growth Factor. Celem tego zabiegu jest odbudowa i regeneracja skóry uszkodzonej. Idealnie sprawdza się po inwazyjnych procedurach kosmetycznych, przy leczeniu blizn potrądzikowych, dla cery pozbawionej jędrności i blasku. Brzmi jak coś dla mnie, więc nie mam żadnych pytań i całkowicie oddaje się chwili.

Inteligentny zabieg dla piękniejszej cery

Na samym początku – demakijaż z odrobiną masażu. Zachwyca mnie to, że jestem informowana o każdym kolejnym kroku zabiegu. Dzięki temu czuję się spokojniejsza. Tak samo, kiedy prezentowana jest mi głowica do mikro nakłuć. Wiem, że jest nowa, zapakowana i nie była używana wcześniej. Na twarz zostaje nałożony specjalny preparat z peptydami wzrostu. Dla skóry są one niczym mali architekci, którzy mają za zadanie rozprawić się z problemami skóry tam, gdzie one występują. Gdy tylko zostają wprowadzeni do skóry, przy pomocy mikroigieł, zabierają się do pracy: tutaj szanowni państwo rozprawiamy się ze zmarszczkami, tam skóra jest uszkodzona po walce z pryszczami i dobrze by było ją odbudować, a tutaj, jak widzicie, znajdziecie blizny potrądzikowe. Wiecie, co macie robić? Zatem do dzieła! Miejsce przy miejscu, skóra jest nakłuwana, ale nie sprawia to jakiegoś szczególnego dyskomfortu. Stan zen i relaksu unosi się w powietrzu. Na zakończenie zabiegu, aby uspokoić cerę i dać jej wytchnąć, leżę z maską w płachcie na twarzy i całkowicie oddaje się słodkiemu nic nierobieniu. Czuję, jak skóra staje się ukojona i zadowolona. Wtedy jeszcze nie wiem, że mój ulubiony punkt programu dopiero nadchodzi. Zanim wyjdę, załapię się jeszcze na cudowny masaż, który sprawia, że w sumie mogłabym tam zostać na dłużej (albo wcale nie wychodzić). Patrzę w lustro i nie mogę nadziwić się, że to moja skóra! Jędrniejsza, piękniejsza, bardziej świetlista. Widoczny jest na niej wewnętrzny glow. Przyznam szczerze, że nawet nie wiedziałam, że moja twarz tak potrafi.

Happy end dla każdego

Z gabinetu wychodzę z kremem do twarzy i pod oczy, które zostały użyte do zabiegu i mogę zastosować je jeszcze w domowym zaciszu. Dowiaduję się też, że to, co widzę na mojej twarzy, to dopiero wierzchołek góry lodowej. Skóra będzie regenerować się jeszcze przez tydzień, stając się jeszcze piękniejsza. Czy rzeczywiście tak było? Zdecydowanie! Zagoiły się wreszcie ranki po niefortunnych pryszczach, skóra stała się piękniejsza, gładsza, jakaś taka nie moja! Mam też wrażenie, że blizny po trądziku są odrobine mniejsze, chociaż może to być efekt mojej ekscytacji. Nie mniej jednak, jeśli szukacie zabiegu, po którym wasza skóra wygląda jak nowa, a efekt utrzymuje się dłużej niż do pierwszego mycia, to Growth Factor jest strzałem w dziesiątkę. Już teraz wiem, że na kolejny zabieg będę gnać jak na spotkanie z ukochanym.

Najczęściej czytane

Polecane artykuły