Jak coś jest do wszystkiego, to jest… to Cosibella Corner
Miejsce łączące gabinet kosmetologiczny i sklep stacjonarny z najlepszymi kosmetykami, gdzie na miejscu można porozmawiać z kosmetologami, dobrać pielęgnację i poddać się zabiegowi pod okiem doświadczonego specjalisty… brzmi tak dobrze, że aż niewiarygodnie. Postanowiłam sama sprawdzić, czy Cosibella Corner – pierwszy stacjonarny sklep e-drogerii – sprawdza wszystkie swoje obietnice.
Kiedy słyszę Cosibella, myślę przede wszystkim o sklepie z kosmetykami online. Drugie, co mi przychodzi do głowy to SkinTra, czyli ich bardzo zacna własna marka kosmetyczna, którą miałam okazję testować. Jednak nigdy nie słyszałam o tym, że mają swój gabinet kosmetologiczny i sklep stacjonarny w Warszawie. Postanowiłam to sprawdzić w ramach naszego cyklu „NA WŁASNEJ SKÓRZE”.
Czy tylko ja tak mam, że od jakiegoś czasu jestem niemalże zakładnikiem moich ulubionych specjalistów? Kosmetolodzy/żki, fryzjerzy/ki, manikiurzyści/stki, masażyści/stki, fizjoterapeuci/tki, terapeuci/ki i [wstaw jeszcze dowolny zawód/usługę, z której korzystasz] są tak oblegani, że wizyty u nich trzeba planować z bardzo dużym wyprzedzeniem. Efekt jest taki, że układam cały swój życiowy grafik wokół takiego spotkania. Żeby było jasne, przywykłam do tego i rozumiem, że do najlepszych specjalistów trzeba czekać.
W związku z powyższym wyobraźcie sobie, jak byłam PRZEMIŁO zaskoczona, kiedy odkryłam, że w Cosibella Corner, gdzie pracują wyłącznie wykwalifikowane kosmetolożki (!), wizytę można umówić właściwie z dnia na dzień! Boję się, że po tym jak opublikujemy ten artykuł, może to się nieco zmienić… ale jestem gotowa na te ewentualne przykre konsekwencje. Bo na oferowane tam usługi warto będzie też poczekać.
Do gabinetu wchodzi się przez sklep Cosibella na ulicy Łuckiej w Warszawie. Żeby była jasność, nie jest to byle jaka drogeria. Są tam głównie bestsellery ze sklepu online, a większość z nich jest wysoce rekomendowana przez kosmetologów. Poczułam się jak dziecko w KidiLandzie na placu Konstytucji w 1991. Tylko najlepsze „zabawki!”.
Zostałam zaprowadzona do uroczej poczekalni, aby na spokojnie wypełnić wszystkie dokumenty związane z moim zdrowiem, stanem mojej cery, przebytymi zabiegami, etc. Wtedy podsłuchałam proces zakupowy jednej z klientek sklepu. Wiem, że nieładnie jest podsłuchiwać, ale pozwólcie, że przytoczę tę sytuację, bo była wspaniała.
Pani z obsługi zapytała, czy może w czymś pomóc, na co klientka powiedziała, że szuka czegoś na plamy po trądziku. Wtedy usłyszała najbardziej profesjonalne pytanie, z jakim się spotkałam w butiku z kosmetykami: – To są plamy, blizny czy przebarwienia?
Wiedziałam, że ta Pani jest w najlepszych rękach. Obsługa doradziła pielęgnację, wytłumaczyła, jak ją stosować, jakich efektów można się po niej realnie spodziewać, a na jakie zmiany będą potrzebne profesjonalne zabiegi. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ową „ekspedientką” jest Olga Golub – wykwalifikowana kosmetolożka współpracująca z marką Cosibella. Zakupy z takim ekspertem? Idealna sytuacja!
Ja trafiłam pod opiekę Weroniki Zalewskiej, kosmetolożki, która specjalizuje się m.in. w skórze naczyniowej, pielęgnacji anti-aging i trądziku. I wtedy wchodzę ja: 34-latka walcząca z niedoskonałościami od 22 lat, ze skórą, która zaczyna poddawać się już grawitacji i do tego jest mocno reaktywna.
Po dokładnym wywiadzie i obejrzeniu mojej cery okazało się, że sugerowany przeze mnie przy rezerwacji zabieg – BioRePeel, jak najbardziej pasuje do potrzeb mojej skóry. Jest to dwufazowy peeling kwasowy, którego zadaniem jest przyspieszenie regeneracji skóry. Jest on polecany przy trądziku, zmarszczkach mimicznych, przebarwieniach, fotouszkodzeniach i rozszerzonych porach. To, co go wyróżnia, to że mimo wysokiej zawartości kwasu trójchlorooctowego (35%) jest całoroczny i odpowiedni nawet dla skóry wrażliwej. Oczywiście po zabiegu trzeba restrykcyjnie nakładać SPF, ale mam nadzieję, że nie muszę już nikomu przypominać, że każdy z nas to powinien robić, także bez peelingu kwasowego.
Na takich wizytach jestem typem klienta ciekawskiego. Zazwyczaj muszę dużo dopytywać, co mi ktoś kładzie, po co, co to daje, jakiej to firmy, etc. Czasem osoby robiące zabieg chyba myślą, że ich sprawdzam. Tymczasem mnie to po prostu bardzo interesuje! Byłam miło zaskoczona, że bez zbędnego drążenia zostałam przez całość bardzo dokładnie i merytorycznie przeprowadzona. Cały czas też czule sprawdzano, czy aby na pewno nic mnie nie szczypie (mimo, że zabieg ten rzadko wywołuje mocne pieczenie). Co więcej – na mojej bardzo mocno reaktywnej skórze, nie wywołał nawet zaczerwienienia! Wyszłam z gabinetu ze świeżą i wyciszoną cerą, zabezpieczoną oczywiście filtrem, z kremem do pielęgnacji skóry przez najbliższe dni oraz kompletem informacji czego mogę się spodziewać.
Czy wychodząc przez sklep, nie mogłam się oprzeć i musiałam sobie coś kupić? Być może. Padło na wspaniałe peptydowe płatki pod oczy od Purles.
Żeby było jasne – do niczego mnie nie namawiano. Po prostu atmosfera była tak wspaniała, że obawiam się, że mogłabym tam siedzieć do tej pory i rozmawiać z Weroniką i Olgą o kosmetykach bez końca (tak, po godzinie byłyśmy już na „TY”).
A co z efektami po zabiegu BioRePeel? Mimo ostrzeżeń nie doszło u mnie to żadnego poważniejszego złuszczania (nie zawsze się ono pojawia). Cera była uspokojona, a moje nadprogramowo pracujące sebum dało mi spokój na jakiś czas. Udało się zmniejszyć widoczność niektórych bruzd i zmarszczek. Koloryt był jednolity, przebarwienia i pory mniej widoczne, a skóra bardziej elastyczna. Oczywiście, mimo że już jeden zabieg gwarantuje widoczny efekt, należy pamiętać, że aby cieszyć się w pełni z jego benefitów, najlepiej wykonać całą serię (4-6 zabiegów co 7-12 dni). Czuję jednak, że obietnica, czyli biostymulacja skóry do regeneracji, została w pełni dotrzymana już na pierwszej wizycie.