Żona Johna: Kolory dają mi moc!
Kim jest Aleksandra Rałowska? Stylistką, kostiumografką, projektantką, artystką. Pełną radości i pomysłów, wulkanem energii. Pisze na wesoło, fotografuje kolorowo. Prowadzi kreatywne warsztaty dla kobiet. Kupuje, konsumuje, użytkuje i żyje świadomie. Nic, co szalone, nie jest jest obce. Poznajcie Żonę Johna – oglądanie jej profilu na Instagramie to czysta przyjemność (szczególnie, gdy za oknem szaro i smutno). Od razu człowiekowi robi się jakoś lżej i lepiej na sercu.
Kim jest Żona Johna i skąd pomysł na Żonę? Stylistka, projektantka, artystka? Czy może wybuchowa mieszanka?
Trochę trudne pytanie, ale tak jak to podsumowałaś, jest super. Był pewien trudny moment w moim życiu, było mi smutno, bo nie wiedziałam, jak się określić. Współczesne czasy lubią specjalistów, a ja mam dużo miękkich umięjętności i zdolności, które nie tak łatwo się docenia. Ja sama doceniam je i siebie od niedawna. Schlebia mi też mój mąż, kiedy co jakiś czas zwraca się do mnie „Skąd ty się wzięłaś?”. Czuję się wtedy wyjątkowa.
Żona Johna powstała cztery lata temu, świeżo po ślubie z moim mężem, który nie jest Johnym, ani Jankiem, ale akurat wtedy nim był, bo często zmieniam mu ksywki. Założyłam Instagram, a ponieważ to co stale i od zawsze lubię robić najbardziej to się ubierać, zaczęłam robić sobie zdjęcia i używać przy tym typowo blogerskiej narracji, a że ciuchy na ogół mam z szafy taty, męża albo z drugiej ręki, to się jakoś spodobało, bo było czymś wesołym i innym.
Twoje życie jest pełne wrażeń. Tyle zadań, pracy, obowiązków. Powiedz mi, proszę, czy znajdujesz w tym szaleństwie chwilę na relaks?
Poranna kawka i wieczorna wanna. A od niedawna – śpiewanie. Chodzę na zajęcia i jestem zachwycona!
Projektujesz opaski i gumki do włosów. To temat bliski naszym sercom, bo o włosach też lubimy pisać i rozmawiać. Skąd wziął się pomysł na te akurat dodatki i akcesoria?
W 2010 roku skończyłam szkołę projektowania i już podczas studiowania szyłam i projektowałam. Od tego czasu gdzieś tam zawsze byłam w branży modowej. Najtrudniej mi było dwa lata temu, kiedy pracowałam jako stylistka przy dużych formatach, takich jak Taniec z Gwiazdami, You Can Dance czy Druga Twarz. Jakoś mnie to zmiażdżyło. Stwierdziłam, że muszę zrobić coś dla siebie, co sprawia mi radość i muszę to robić manualnie – nie tylko komputer i projekty, czy siaty Ikea załadowane ciuchami. Moje postanowienie zbiegło się w czasie z tym, że poznałam przez Instagrama Paulinę Gryc, która prowadzi warsztaty dla dziewczyn z kolażu. Nazywa je autorsko „Kolażówki”. Na zajęciach dziewczyny wycinają ładne rzeczy ze starych gazetek. To Paulina namówiła mnie, żebym też spróbowała, a że materiały i rękodzieło to moja pasja i że puff opaski zaczęły być modne, stwierdziłam, że zrobię je z dziewczynami i… tak się zaczęło.
Do tej pory zrobiłam około tysiąca opasek. Jestem cały czas w szoku, że coś, co sobie wieczorami zaczęłam robić dla „odstresowania”, tak się spodobało, że dostałam tyle dobrego w zamian. Traktuję to osobiście, ponieważ chcę, by w moich produktach sztuka spotykała się z konsumpcją i każdego miesiąca robię jakąś ekstra akcję. W styczniu wydałam książeczkę. Napisałam bajkę, którą zilustrował mój przyjaciel Filip Sobierajski. W lutym była edycja Love Letters. Do limitowanej kolekcji Dylanów, czyli wielkich gumek do włosów, wkładałam walentynki malowane ręcznie. W marcu, ponieważ to miesiąc moich urodzin, chcę zrobić super akcję „Kaczka Dziwaczka Special Edition Full Option”.
Co daje Ci praca? A może praco-pasja? Bo wygląda na to, że wszystko co robisz to bardziej pasja niż praca.
Projektuję kolekcje dzienne dla Mamyginekolog, trochę dla dziewczyn w ciąży i karmiących, a trochę dla nie w ciąży i nie karmiących. Bardzo to lubię, ale muszę się tam zachowywać tak, jakbym była w pracy, tak naprawdę. Czyli przychodzę na zebrania, wysyłam maile, uzupełniam tabelki, sprawdzam jakość produktów. To mi daje kontakt z rzeczywistością.
Wieczorami robię rzeczy dla Żonki, szyję na maszynie, ręcznie robię opaski. Kocham to, bo mi daje wolność i spełnienie. Czasem się zastanawiam, czy dziewczyny się zdenerwują, że dostaną inaczej wykończoną opaskę niż na zdjęciu w sklepie internetowym. Szybko się nudzę, więc prawie każda opaska wykończona jest inaczej. Potem sobie myślę, że jak coś to im powiem, że artystka zatwierdziła i że tak ma być. Zresztą w opisie moich produktów na stronie zonajohna.com jest wyjaśnienie zapożyczone od Witkacego, że „klient musi być zadowolony, nieporozumienia są wykluczone”. To taka praca-zabawa i jeszcze nikt nie był na mnie zły, albo nie dał mi znać, że jest.
Weekendami prowadzę warsztaty i to mi dodaje skrzydeł i napędza do kolejnych wyzwań. Spotykam tam bardzo kolorowe dziewczyny i realnie czuję, że robię coś fajnego, bo wiadomo, że jestem osobą wrażliwą i podważającą swoje działania. Wiadomo, prawda?
A co Cię inspiruje? Skąd ta eksplozja pomysłów, barwnych tkanin i wzorów? Czy to jest tak, że najpierw masz pomysł, a potem szukasz materiału, czy najpierw znajdujesz materiał, a później pojawia pomysł?
Dużo rzeczy mnie inspiruje. Świat dookoła, ten daleki i bliski, Instagram na pewno, Pinterest również. Mam też dużo kolorowych koleżanek i bardzo kolorowego męża, który jest muzykiem. Co do materiałów, dużo łatwiej mi jest mieć materiał w ręku i wtedy decydować, jaki rękaw zrobię w tej sukience. Taki dałam przykład, bo właśnie jestem na etapie projektowania sukienek ze starych pościeli.
Świat Żony Johna to świat pełen kolorów i radości. Przyznam szczerze, że wchodzę na Twój Instagram w momentach, kiedy mi smutno i źle (głównie przez pogodę). Również kocham kolory, a Ty mnie swoim światem inspirujesz. Mnie jako mnie i mnie – jako makijażystkę. Zawsze byłaś taka kolorowa?
Bardzo mi miło, bo ja z kolei bardzo lubię Twój świat – świat make-upów. W ogóle świat kreacji to coś, co lubię bardzo bardzo. I pamiętaj, że mi też jest smutno czasami, mimo że mam kolorowy Instagram. Wtedy możemy napisać do siebie i wyjść na kawkę! Co do kolorów, miałam taki czarny moment w szkole projektowania, dokładnie jeden rok, i czuję, że faktycznie od całkiem niedawna potrzebuję jeszcze więcej kolorów – w szafie i w mieszkaniu. Otaczam się kolorami. Kolory dają mi moc!
Paznokcie zazwyczaj masz od sasa do lasa, kolorowe, z plasteliny, zrobione flamastrami. Bardzo często wymyślasz wzorki – sama je robisz, czy masz jakiś kolorowy salon paznokciowy, który poleciłabyś innym miłośniczkom kolorowego mani? Często pokazujesz, jak to robisz w formie mini tutoriali. Może to Twoje kolejne powołanie?
Mój mąż mówi na mnie czasem Pani Kredka i chyba to bardzo pasuje do tych wszystkich moich działań. Obserwuję Salon Wisła i Zakład Lakierniczy, ale mani robię sobie sama. Bardzo to lubię.
Wiem, że lubisz nietypowe, cool makijaże. Kto Cię inspiruje? Kogo lubisz śledzić i czy te obserwacje przekładają się na Twój codzienny makijaż?
Uwielbiam makijaże z pokazów Vivienne Westwood i generalnie takie jakieś bochomazy. Śledzę dużo profili i je udostępniam, także zapraszam na mój Instagram po inspiracje. Sama się w ogóle nie maluję, czasem usta na różowo, czerwono lub bordowo. Mam też taką niebieską, grubą błyszczącą kredkę, którą czasem namaluję coś na oku. Często korzystam z dobrodziejstwa znania fajnych i utalentowanych makijażystek.
Zawsze podkreślasz, że jesteś świadomą konsumentką. Jak to wygląda w Twoim codziennym życiu? Nie tylko w kwestii ubrań, ale w sferze beauty także.
Wszystkie kosmetyki, jakich używam, są wegańskie i cruelty free. Tak jak wyżej napisałam, mam ich bardzo mało. Królowa beauty minimalizmu to ja. Zupełne przeciwieństwo ubierania się. Nawet tuszu do rzęs nie mam, a chciałam użyć ostatnio… Szamponu i mydła używam w kostce, by ograniczać zużycie plastiku we własnym domu i otoczeniu. Wszystko bardzo minimalnie i bardzo naturalnie.
Czy mimo to czasami pozwalasz sobie na odrobinę szaleństwa? Jeśli widzisz, że jakiś kosmetyk woła z półki „weź mnie”, bo jest kolorowy, to czy się powstrzymujesz?
Kupuję tylko kolorowe, a potem raczej używam ich sporadycznie, więc zamiast wołać na półce, leżą w mojej szufladzie spowite ciemnością.
Masz swoje ulubione kosmetyki? Zmieniasz je często czy pozostajesz wierna swoim wyborom?
Trzy lub cztery lata temu dostałam trądziku, z którym długo walczyłam. Prawdopodobnie od olejków, bo bardzo mi się ta moda na olejki do twarzy spodobała. Niestety, moja cera w ogóle tego nie lubi. Używam tylko Cetaphilu do mycia i kremu do twarzy, a ponieważ jestem kobietą dojrzałą (śmiech) – na noc nakładam zawsze krem z retinolem. Także ponownie – minimalizm do granic.