Z serii #kobietyrakiety – Magda Jagnicka
Zastanawiam się od jakiegoś czasu, jak opisać Magdę, od czego zacząć. Bo uwierzcie mi, jest tego naprawdę dużo. W dodatku nie codziennie spotyka się na swojej drodze kobiety, które nie tylko realizują swoje pasje i spełniają się zawodowo, ale też wspierają i inspirują innych. Z Magdą znamy się już kilka lat. Pracowałyśmy razem na sesjach zdjęciowych, podczas nagrań reklam telewizyjnych i przy realizacji różnych kampanii. Sama kilka razy miałam szczęście być stylizowaną przez Magdę. Nieraz byłyśmy także wyjazdowymi współlokatorkami. Kiedy się widzimy, potrafimy rozmawiać godzinami i o wszystkim. I mogłybyśmy jeszcze dłużej, ale trzeba jeszcze przecież jeść, pracować i czasem spać.
Magda Jagnicka to nie tylko stylistka. To osobowość, kobieta z super mocą angażowania innych kobiet w przeróżne aktywności. Robi wszystko, a nawet więcej. Mimo nadmiaru pracy i wypełnionego po brzegi kalendarza, wciąż znajduje czas dla siebie. Jest jedną z tych osób, które zarażają pozytywną energią i apetytem na życie. Taką, którą chce się lepiej poznać.
Dość tych zachwytów. Przeczytajcie sami, co (na tematy różne) myśli i mówi sama Magda. Zadałam jej dużo pytań, tak więc usiądźcie wygodnie na kanapie, herbata lub kieliszek wina w dłoń i miłej lektury!
Czy zawsze wiedziałaś, że będziesz stylistką? Skąd ten pomysł? Czy to spełnienie marzeń z dzieciństwa, czy może bardziej wypadkowa późniejszych wydarzeń?
Absolutnie nie! Nie miałam pojęcia, co czeka mnie w przyszłości, myślałam, że może będę prawniczką lub psychologiem. Teraz, kiedy przypominam sobie swoje dzieciństwo, jasno i wyraźnie widzę, co mogło zwiastować moją obecną pracę w mediach. Kiedy miałam 7-8 lat, samodzielnie wydałam swoją własną gazetkę z rysunkami, rebusami i innymi cudami. Chciałam sprzedawać ją na podwórku. Przygotowałam od razu parę numerów i byłam na tyle sprytna, że na okładkę doklejałam jeszcze dodatkowy gratis dla czytelnika, np. cukierka czy długopis.
Kiedy dorosłam i byłam nastolatką, uwielbiałam szperać i wyszukiwać perełki w lumpeksach. Jeśli coś mnie zachwyciło, to kupowałam to mimo, że często nie było nawet w moim rozmiarze. Choć na co dzień ubierałam się jak rówieśnicy, w domu przebierałam się w błyszczące koszule mojej mamy z lat 80-tych. W liceum z kolei godzinami siedziałam przy komputerze i w Photoshopie sklejałam kolaże z produktów ze sklepów online. Nie było mnie na nie stać, ale frajdą było ich łączenie w pełną stylizację. Te wszystkie sytuacje były wymysłem dziecka, a kiedy teraz je wspominam, uważam, że moda była moim konikiem od zawsze.
Jesteś kobietą, która nie boi się niczego. Pracowałaś w wielu miejscach, wykonywałaś różne zawody. Teraz też tak jest. Praca 24 godziny na dobę, czasami i dłużej. Czym oprócz mody się zajmujesz? Sama stylizacja to przecież nie byle jaki zawód. Jesteś personal shopperką, kostiumografką, stylistką gwiazd, stylistką w magazynie. A od niedawna, także organizatorką zajęć z boksu dla kobiet!
Kariera ma różne etapy. Kiedy byłam w liceum, asystowałam stylistom, realizowałam swoje autorskie sesje i projekty. Na studiach zaczęłam być całkowicie niezależna: pracowałam najpierw w korporacji niezwiązanej stricte z modą, a potem z gwiazdami przy sesjach do magazynu Gala. Ubierałam je także na czerwony dywan. Jednocześnie też stylizowałam sesje high fashion do Vogue Ukraine, Harper’s Bazaar Thailand, L’Officiel Singapore. W Polsce zmieniłam redakcję na Glamour. Po 5 latach wciąż freelancersko współpracuję z pismem, ale przede wszystkim stylizuję kampanie i reklamy. To kolejny etap. Kiedyś zarabiałam bardzo mało, ale na moich sesjach wisiały ubrania Givenchy, Dior i Chanel. Zdjęciami i stylizacjami, które wtedy tworzyliśmy zachwycał się cały Internet. Dziś przy pracy na planach reklamowych jestem z kolei bardzo zadowolona z zarobków, ale stylizacje tworzę na potrzeby klienta. Zdarzają się międzynarodowe reklamy perfum, gdzie ubranie ma zachwycać, ale zdarzają się też takie, gdzie główna bohaterka siedzi w domu na sofie i pije herbatę, więc ubranie to rzecz „drugoplanowa”.
Po niemal 10 latach w branży nie jestem znudzona czy zmanierowana. Wiem, co potrafię i mam bagaż doświadczeń, ale cały czas się uczę. Super w tej pracy jest to, że jest taka różnorodna: w poniedziałek mogę stylizować gwiazdę na czerwony dywan, w środę ubierać modelki do kampanii Prosto, w czwartek nagrywać reklamę dla Samsunga, a w sobotę prowadzić event z czytelniczkami mojego pisma. Sporo moich zleceń opiera się ostatnio na prowadzeniu spotkań z pasjonatami mody, przekazywaniu wiedzy, prowadzeniu warsztatów o modzie. Dzięki aktywności na Instagramie mam jeszcze więcej zleceń i przede wszystkim bezpośredni kontakt z moimi odbiorcami. Mogę przekazywać to, co lubię, to co wiem i co mnie inspiruje poprzez Insta Stories. Te prowadzą nie raz i nie dwa do bardzo interesujących znajomości czy fajnych projektów. Warsztaty Boxing Girls są jednym z nich. Wstawiałam na Instagram zdjęcia z treningów boksu i namawiałam dziewczyny, by też spróbowały sportów walki. W końcu wymyśliłam, że jeszcze bardziej zmotywuję je do boksu, jeśli zorganizuję wspólny trening. Dziś warsztaty Boxing Girls zaliczyło tysiąc kobiet, a to wszystko dzięki zasięgom na Instagramie.
Dużo udzielasz się empowermentowo. Organizujesz zajęcia dla dziewczyn, w których nie chodzi tylko o boksowanie czy po prostu biznes. Wiem, że dla Ciebie bardzo ważny, a nawet najważniejszy, jest przekaz, jaki dajesz. Siła i chęć do działania, do odkrywania siebie. W każdej dziedzinie życia wpływasz na kobiety, nie da się tego ukryć. Lubisz doradzać i motywować innych?
Dobra energia krąży. A mój zawód mnie nie definiuje. Poza modą i stylizacją mam inne zainteresowania, między innymi rozwój osobisty. Dzielę się z innymi tym, co mam – od wiedzy, energii, po pomysły. Kiedy zaczynałam pracę w branży, sama szukałam inspiracji czy wzoru do naśladowania. Miałam mnóstwo chwil zwątpienia. Dlatego wiem, jak bardzo wzajemne wsparcie jest potrzebne. Zawsze interesowałam się psychologią. Znajomi często dzwonią do mnie po poradę, zwierzają się. A ja nie chciałam być Ciocią Dobrą Radą i układać komuś życie czy karierę. Skończyłam studia podyplomowe dotyczące coachingu profesjonalnego. Nauczyłam się lepiej słuchać innych, zadawać im trafniejsze pytania podczas rozmowy. Z wykształcenia jestem dziennikarką i ludzie mnie po prostu ciekawią.
Mimo ciągłego obcowania z ubraniami i trendami, starasz się propagować odpowiedzialną modę. Wykonujesz zawód stylistki, który totalnie opiera się na zmieniających się trendach. Jak się w tym odnajdujesz? Jak połączyć jedno z drugim?
Swoich klientów uczę minimalizmu. Problemem Polek nie jest wcale to, że nie umieją dobrać właściwego rozmiaru, fasonu czy koloru ubrań do swojej urody. Grzechem głównym jest posiadanie zbyt dużej ilości ubrań. To prowadzi do chaosu w szafie. Nie wiesz, co tam naprawdę masz, ciężko ci dobrać stylizację, bo nie wiesz, co do siebie pasuje. Nadmierna konsumpcja jest więc nie tylko szkodliwa dla naszego środowiska, ale i dla nas samych. Im mniej mamy ubrań, tym łatwiej będzie nam dbać o swój styl. Tym bardziej, że ludzie kupują często pod wpływem emocji, aby poprawić sobie humor albo gdy im się nudzi czy kiedy odczuwają presję, by mieć coś nowego i trendy. Walczę z tą presją. Przekonuję do kupowania w lumpeksach, wymieniania się ubraniami. Nigdy ich nie wyrzucam: ciuchy można recyklingować. Wspieram lokalne marki, które działają w oparciu o zasady mody zrównoważonej. Praca nie pozwala mi na odrzucenie sieciówek, ale myślę, że nawet gdybym nie była stylistką, nie zrobiłabym tego. Nie jestem radykałem i nie wierzę w to, że gdyby jutro wszystkie sieciówki po prostu zniknęły, to razem z nimi zniknęłyby wszystkie problemy naszej generacji.
Robiąc tyle co Ty, wydawałoby się, że trudno jest znaleźć czas dla siebie. Ty zawsze go znajdujesz. Jak to robisz? Nie każdy tak potrafi. Czy to kwestia wyznaczania sobie granic?
To jest kwestia ustawienia swoich priorytetów w zgodzie ze sobą. Jeśli w pracy dzieje się wiele i cię to kręci, chcesz, by to co robisz zawodowo, było numerem jeden, to nie widzę nic złego w tym, by się na tym skupić i poświęcić się temu. Sama miałam okresy, kiedy nic poza pracą mnie nie interesowało. Natomiast mam wrażenie, że kiedy taki brak balansu i dominacja jednej strony życia się przedłuża w czasie, to tracę radość i energię. Po maturze łączyłam studiowanie dziennikarstwa dziennie, dorywczą pracę korepetytorki języka angielskiego dla dzieci, pracę w dziale Concierge jednego z private banków, a także stylizowanie modelek do różnych sesji zdjęciowych w weekendy. Próbowałam też nie zaniedbywać znajomych. Nie umiem tak żyć, byłam wiecznie zmęczona, niewyspana. Teraz, kiedy pracuję dla siebie i na swoje konto, wiem kiedy przystopować, kiedy nie wziąć zlecenia, jeśli czuję, że mnie przytłoczy i oczywiście kiedy wyjechać na wakacje.
Jaki jest Twój ulubiony sposób na spędzanie wolnego czasu w mieście?
Oto przepis na idealny wolny dzień w mieście według Magdy Jagnickiej.
Ulubiony park: Park Krasińskich to miejsce, do którego możesz wziąć śniadanie, gry planszowe, koc i spotkać się ze znajomymi. Możesz tu spacerować, biegać i ćwiczyć. Możesz wziąć książkę i poczytać ją siedząc na ławce.
Ulubiona restauracja: Moje nowe odkrycie to The Farm, czyli restauracja połączona z delikatesami. Jedzenie, które serwują jest przyrządzane z produktów sprowadzanych z Warmii, Mazur i Pomorza.
Kino: Obok mojego domu jest Kino Muranów, w którym znajduję nie tylko filmy popularne, ale też te nieamerykańskie, mniej znane, bardziej niszowe. Kocham festiwale, które odbywają się w Muranowie.
Nowości: Cosmos Museum przy ulicy Łuckiej. To wystawa inspirowana największymi artystami sztuki wizualnej. Nie ma wielkiego rozmachu, porównując moje wizyty w tego typu miejscach w innych krajach, ale wciąż jest to miejsce z dobrą energią, bardzo przyjemne i stymulujące.
A przepis na idealny odpoczynek? Taki reset ducha i ciała od codziennych obowiązków, pracy, stresu?
W Warszawie to dla mnie brak ustawionego budzika, brak konkretnych planów. Szwędanie się po mieście z kimś bliskim. Reset pomaga mi osiągnąć także sport. Od kilku lat trenuję boks. Nie ćwiczę, by się zajechać, nie mam ambicji, by zostać sportowcem. To dla mnie jak higiena. Kiedy trenuje się dla utrzymania formy i zdrowia, a nie po to by schudnąć albo wyglądać tak czy inaczej, mam wrażenie, że odchodzi pewna presja czy stres związany z ćwiczeniami. Poza tym, odpoczynek gwarantują mi podróże, takie po Polsce i w odleglejsze strony świata. Staram się każdego roku odwiedzać przynajmniej jedno nieznane mi wcześniej państwo. Odkąd jestem dorosła, każdy zaoszczędzony grosz poświęcam na podróże (i na spłatę kredytu na mieszkanie ;)).
Jaki jest Twój styl? Jak byś go określiła?
Na co dzień mój styl ma zapewniać mi wygodę i komfort. Praca stylistki to także praca fizyczna: noszę ciężkie torby, szybko się poruszam, często muszę się schylać, nie mogę więc zakładać na siebie rzeczy obcisłych, krótkich, wyjściowych. Na imprezy najczęściej wybieram sukienki: seksowne, kobiece, zwracające na siebie uwagę, ale nie w krzykliwy sposób. Raczej unikam mocnych kolorów, takich jak żółty, zielony, czerwony. Trudno ocenić mi swój styl, bo skupiam się na tworzeniu stylu innych ludzi, od swoich klientów, po kreacje, które tworzę na potrzeby sesji zdjęciowych czy nagrań video. Mam nadzieję, że kiedy będę dojrzewać jako kobieta, znajdę też czas i uwagę dla siebie samej. Łatwo mi ogarniać nieporządek w szafach ludzi z którymi pracuję, ale sama powinnam popracować w tej materii nad sobą.
Wymień trzy ubrania, które każda kobieta powinna mieć w swojej garderobie. Takie, które zdają egzamin w każdej sytuacji.
Klasyczny beżowy trencz, który przyda ci się wiosną, latem i jesienią. Pasuje zarówno do sukienki na co dzień, jak i do sukienki na ważną okazję. Do sneakersów i do obcasów. Do dżinsów i sweterka, ale też do koszuli i cygaretek. Po drugie, kaszmirowy sweter. Mam taki już od 7 lat i nie niszczy się, ani nie wychodzi z mody. To klasyk, jest miły w dotyku, przetrwa wiele sezonów i na pewno sprawdzi się zimą. Po trzecie, dobrze skrojone proste dżinsy. Bez dziur, bez przetarć. Mam koleżanki, które takie spodnie odziedziczyły po mamach. Dżinsy dobrej firmy mogą przetrwać kilkadziesiąt lat bez szwanku.
No dobrze, relaks i moda za nami… Przejdźmy płynnie do strefy beauty. Jesteśmy ciekawe Twoich rekomendacji.
Gdzie do fryzjera: Dawid Krynicki przy ul. Nowy Świat.
Gdzie na paznokcie: Robi mi je przyjaciółka!
Ulubiony salon kosmetyczny: Od ponad 10 lat Gosia z małego, skromnego Salonu Milena przy ul. Kochanowskiego na Bielanach. Może nie ma super nowoczesnego sprzętu czy ekskluzywnego wystroju, ale jest niesamowitą ekspertką i wspaniałym człowiekiem. A to najważniejsze. Jeśli kręcą cię najnowsze technologie i luksusowe sprzęty, polecam też Quantum Cliniq przy ul. Pięknej i kosmetolog Alexę Antczak.
Gdzie na masaż: Jestem fanką Oli Król, która pracuje w pięknym Lustre Warsaw. Co trzy-cztery miesiące funduję sobie masaż tajski w DeSPA na Bemowie.
Kontynuując tematykę beauty… Masz takie kosmetyki do pielęgnacji, bez których nie wyobrażasz sobie swoich poranków i wieczorów?
Nie wiem dokładnie, co mnie uczula, ale moja skóra jest wrażliwa i nie mogę eksperymentować z pielęgnacją. Po większości kremów, które testowałam na mojej twarzy, pojawiają się zaczerwienienia, puchną mi oczy. Nawet pomimo tego, że staram się wybierać produkty ze wzorowym składem. To co mam sprawdzone i mi nie szkodzi to kosmetyki Mixa, Miya i najnowsze odkrycie, Veoli Botanica. Polska marka z doskonałym, naturalnym składem. Produkty nie tylko są cruelty-free, ale pakowane w szklane słoiczki.
Zazwyczaj stawiasz na naturalny look. Ile czasu zajmuje Twój codzienny makijaż? Jakich kosmetyków używasz?
Myślę, że 5-7 minut. Lubię rano pospać, więc to kompromis. Nie mam umiejętności, by przy tym makijażu specjalnie kombinować, poza tym stawiam na dobrą pielęgnację. Jeśli moja cera jest zadbana, nie muszę za dużo myśleć o podkładzie, korektorze czy pudrach. Wiem jednak, że bez makijażu wyglądam bardzo młodo, co czasami przeszkadza w pracy. Sama nie oceniam ludzi po wyglądzie, ale niektórym klientom, którzy mnie jeszcze nie znają, trudno jest zaufać stylistce wyglądającej na dziewczynkę.
Aktualnie używam podkładu Hello Happy marki Benefit, który jest dość lekki i średnio-kryjący. Ma na buteleczce uśmiechniętą buzię 🙂 Do tego korektor Charlotte Tilbury The Retoucher Concealer. Nie używam pudru, moja skóra się nie świeci, a jeśli już, to jest to fajne rozświetlenie. Na policzki polecam róż marki Lovely, który kupuję wszystkim koleżankom z zagranicy. Kosztuje 12 złotych, a ma trójwymiarowy odcień zbliżony do Orgasm by NARS. Jest naprawdę trwały. Uwielbiam też bronzer HOOLA firmy Benefit, nie tylko za cudowny zapach! Rozświetlacz podpatrzony u koleżanek wizażystek to Mary Lou Manizer z The Balm. Do oczu korzystam z beżowo-brązowych cieni MAC. Do tej pory jeszcze nie zużyłam do końca niewielkiej paletki, którą dla MACa stworzyła Rihanna. Z tuszem do rzęs mam wciąż dylemat. Może chciałabyś mi polecić taki, który nie odbija się na powiekach? Jeśli chodzi o usta, to uwielbiam kolory i design pomadek Charlotte Tilbury (np. Super Cindy), na wieczór wybieram kolor Cream Streak od Urban Decay. Balsam do ust: Eos lub apteczny Tisane. Ostatnio używałam też błyszczyków do ust Delii i byłam zachwycona.