Płyń z prądem! Czyli dwa tygodnie z urządzeniem do modelowania twarzy FOREO BEAR
Jako beauty maniacy kochamy naukę i naukowców. Szczególnie, gdy swój geniusz wykorzystują nie tylko do rozszczepiania atomu i lotów kosmicznych, ale i do rozwiązywania bardziej przyziemnych problemów. Na przykład wynajdują pogromców nieubłaganego procesu starzenia się skóry.
Mówiąc o procesie starzenia się skóry często w pierwszej kolejności myślimy o zmarszczkach, a tym samym zapominamy o innych jego aspektach, takich jak utrata gęstości i jędrności tkanki podskórnej czy opadanie owalu twarzy. Za te ostatnie w dużej mierze odpowiada bezlitosna siła grawitacji oraz brak odpowiedniego treningu. Treningu? Tak! 43 mięśnie twarzy i 26 mięśni szyi nieustannie tracą swoją gęstość, siłę i elastyczność i nawet najlepszy krem z bogactwem aktywnych składników anti-aging tego problemu sam nie rozwiąże.
Anglicy mawiają że “mięśnie nie rosną na drzewach” („muscles don’t grow on trees”) w znaczeniu, że trzeba je w pocie czoła wypracować i regularnie ćwiczyć. Czy chociaż z formą mięśni twarzy pójdzie nam łatwiej niż z “sześciopakiem”?
Z wielkim entuzjazmem sięgnęliśmy po ultranowoczesny beauty wynalazek szwedzkiej marki kosmetycznej FOREO, który wykorzystując działanie mikroprądów oraz opatentowanej pulstacji T-Sonic, zapewnia domowy fitness mięśni twarzy i szyi. Sumiennie testowaliśmy FOREO BEAR przez 14 dni i już nie możemy się doczekać, by podzielić się naszymi wrażeniami, efektami i opiniami. Jesteście ciekawi? Czytajcie dalej!
Aga Brudny – redaktorka i makijażystka
Dzień 1. – pierwsze wrażenie
Pierwsze wrażenie? Słodki, uroczy, różowy, miły w dotyku; chce się na niego patrzeć i nie wypuszczać z dłoni. FOREO BEAR od początku zachęca wyglądem do tego, by niezwłocznie po odpakowaniu naładować go i ruszyć na “face fitness”. W trakcie ładowania masażera zainstalowałam i przejrzałam aplikację FOREO For You na telefon, przeczytałam ulotkę, a potem już z niecierpliwością przebierałam nóżkami, nie mogąc się doczekać pierwszego razu… z mikroprądami.
Dokładnie nie potrafiłam wyobrazić sobie, jakie to będzie uczucie. Przyjemne? A może bardziej jak elektrowstrząsy z “Lotu nad kukułczym gniazdem”? Niby wiem, że rewolucyjny Anti Shock-System Foreo Bear w każdej sekundzie bada reakcję skóry i mięśni na mikroprądy i w razie potrzeby natychmiast zmniejsza moc działania, ale mimo wszystko dreszczyk emocji jest. W końcu to prąd, a od dziecka uczono mnie, żeby z prądem nie zadzierać. Przygotowałam twarz do zabiegu, zaaplikowałam warstwę FOREO Serum Serum Serum – dedykowanego do zabiegu FOREO BEAR, wcisnęłam drżącą ręką “start” i powoli przyłożyłam metalowe głowice do twarzy. Nie było uderzenia pioruna. Uff. Przyjemne wibracje. Uczucie trudne do opisania, ale na pewno w żaden sposób nie przypominające moich nieplanowanych spotkań z prądem z czasów dzieciństwa. Z wielką uważnością śledziłam tutorial w aplikacji i pieczołowicie odwzorowałam każdy ruch. Na czole poczułam raz minimalny “mocniejszy dreszcz”, czego trochę się spodziewałam, bo na czole skóra jest wyjątkowo cienka. Pierwszy raz za mną. A ja z niedosytem czekam na kolejny.
Dzień 3. – efekty bez wysiłku
Po trzech dniach z BEAR już wiem na pewno, że 3 minuty z “różowych miśkiem” mijają błyskawicznie. Przyznam, że nieco obawiałam się wydłużenia mojej wieczornej rutyny pielęgnacyjnej o “aż” trzy cenne minuty, bo sami wiecie, jak to jest, gdy wieczorem człowiek pada na twarz, a każda minuta trwa tyle co kwadrans. Czas z FOREO BEAR mija wręcz błyskawicznie, bo samo obcowanie z tak poręcznym, a przy tym designerskim przedmiotem jest czystą przyjemnością. A efekty? Po każdym z masaży twarz jest wyraźnie zrelaksowana, rozluźniona, a mięśnie spięte życiem – odzyskują spokój. Uczucie jak po wyjściu z relaksującego masażu twarzy z tą różnicą, że ten masaż odbywa się codziennie, a nie od święta. Wiem, wiem, niby można masować się samemu manualnie, ale nie oszukujmy się: to trudniejsze i wymaga więcej “machania rękami” niż miarowe przesuwanie masażerem po gładkiej powierzchni twarzy. Idealne dla takiego “beauty leniuszka” jak ja, który chce efektów bez zbędnego wysiłku. Ach, gdyby tylko w ten sposób można było zastąpić treningi na siłowni…
Dzień 7. – zdrowe glow
Wkręciłam się. Po co ograniczać się do 3 minut wieczorem, kiedy można spędzić z “miśkiem” 3 minuty również rano? Wieczorny rytuał z FOREO BEAR pozostaje moim niezmiennym punktem programu, ale po wnikliwym wczytaniu się w naukowe opracowania, traktujące o zbawiennym działaniu mikroprądów na skórę, dodatkowo dołożyłam 3 minuty masażu w trakcie porannej rutyny pielęgnacyjnej. A wszystko to dla ATP. Co to takiego? ATP to, mówiąc najprościej, energia komórkowa napędzająca wszystkie życiowe i chemiczne funkcje skóry już na poziomie pojedynczej komórki. Wraz ze wzrostem ATP w komórkach, wzrasta poziom życia, witalności i potencjału regeneracyjnego skóry, co najszybciej gołym okiem widać w postaci zdrowego glow. W języku angielskim funkcjonuje specjalny termin określający ten unikalny blask (“microcurrent glow”, czyli “glow mikroprądowy”) i ten efekt działania FOREO BEAR zauważyłam już po kilku dniach przygody z „miśkiem”. Aż szkoda było kłaść się spać z takim glow, stąd decyzja o dodatkowej sesji mikroprądowej rano. Skóra „na dzień dobry” jest zrelaksowana, wygładzona, pełna blasku. W takich warunkach makeup to minimalny szlif na diamencie. Love it.
Dzień 14. – prewencja i efekty długofalowe
I to właśnie tygryski lubią najbardziej. Efekty. Cierpliwie czekałam, masowałam raz lub dwa razy dziennie i oto są widoczne zmiany na lepsze. Po dwóch tygodniach z FOREO BEAR twarz zaczęła się zmieniać pod względem gęstości, jędrności, a co najważniejsze architektury. Łuk brwiowy wyraźnie zarysował się ku górze, dzięki czemu oko wydaje się bardziej wypoczęte i otwarte. Poza tym, widzę pierwsze znaczące zmiany w okolicy ust. Kąciki ust, które zaraz po 30 urodzinach nieubłaganie zaczęły mi opadać, powoli wędrują na swoje miejsce. Hurra! Grawitacja przechytrzona! Napięcie skóry wokół ust naprawdę wyraźnie się poprawiło i fakt, że w tym rejonie mojej twarzy tak szybko udało się cofnąć czas “do stanu przed trzydziestką” pozytywnie mnie zaskoczył. Osobiście nie mam jeszcze wyraźnego problemu z tzw. “chomiczkami”, czyli wyraźnym opadnięciem owalu twarzy, ale patrząc na moją mamę, genetyki nie przechytrzę, więc w tym rejonie prowadzę konsekwentne działania prewencyjne. W tej kwestii FOREO BEAR pokaże, co potrafi na twarzy mojej kochanej mamy już niedługo, a dokładnie od 26 maja (przy okazji przypominam o nadchodzącym Dniu Matki). To świetny pomysł na prezent.
Dwa tygodnie z różowym “miśkiem” minęły szybko i przyjemnie. Biorąc pod uwagę łatwość i komfort użytkowania, jestem pewna, że FOREO BEAR przypadnie do gustu po prostu każdemu. Prosty i przyjazny w użyciu, daje widoczne efekty tu i teraz (dokładnie tak jak regularne treningi na siłowni), a przy tym działa długofalowo i prewencyjnie, bo nie od dziś wiadomo, że lepiej zapobiegać niż leczyć. FOREO BEAR niezaprzeczalnie DZIAŁA i choć nie jest to najtańszy z dostępnych beauty gadżetów, to warto traktować go jak inwestycję w “karnet na siłownie” dla twarzy.
Drogie FOREO, wnioskuję o wynalezienie masażera, który analogicznie, przyjemnymi mikroprądami ogarnie mi rzeźbę “sześciopaka” albo brazylijskich pośladków… ładnie proszę. Sincerely, Aga Brudny.
Karol Młodziński – redaktor i stylista
Technologia w służbie urody trafiła pod strzechy i nigdzie się nie wybiera. Wielką popularnością cieszą się szczoteczki soniczne, urządzenia do kawitacji, nie dziwią maski LED, akcesoria emitujące fale radiowe i wyszukane masażery. Gadżeciarze (jak na przykład ja) mają duże pole do popisu.
FOREO znałem wcześniej dzięki szczoteczce LUNA 3 Men, która pomogła mi poradzić sobie z atakiem pandemicznego pomaseczkowego trądziku. Jej systematyczne używanie znacznie poprawiło stan mojej cery. Jednak higiena twarzy, a elektrostymulacja to dwie różne rzeczy.
BEAR od szwedzkiej firmy FOREO to akcesorium, którego działanie brzmi bardzo futurystycznie i trudno było mi sobie wyobrazić je w akcji. Stymulacja prądem początkowo nie kojarzyła mi się z elementem codziennej rutyny pielęgnacyjnej – bardzo szybko się to zmieniło. Ciekawość i pojawienie się pytań dotyczących działania „misia” są zupełnie naturalne. Na szczęście FOREO spieszy z odpowiedziami na kilka najbardziej nurtujących zagadnień.
Jak właściwie działa FOREO BEAR?
Sfery przewodzące („uszy” naszego misia) emitują mikroprądy, czyli strumień impulsów elektrycznych o niskim natężeniu. W ten sposób stymulujemy mięśnie twarzy (niemal 70 z nich), których klasyczny trening byłby trudny lub niemożliwy. Z wiekiem mięśnie słabną i zmniejsza się ich objętość, przez co twarz wygląda na starszą, zmęczoną i pozbawioną energii.
Czy istnieją przeciwwskazania do używania BEARa?
Urządzenia nie powinny używać osoby z rozrusznikiem serca, epilepsją czy chorobami nowotworowymi. Nie należy używać go także po zabiegach takich jak laser czy peeling chemiczny, celem wykluczenia możliwego podrażnienia delikatnej po interwencji kosmetycznej skóry.
Czy FOREO BEAR jest bezpiecznym urządzeniem?
Urządzenie wyposażone jest w opatentowany system Anti-Shock System, który za pomocą zaawansowanych czujników skanuje powierzchnię skóry pod względem odporności na intensywność mikroprądów, a następnie dostosowuje ich moc, dzięki czemu zabieg jest komfortowy i bezbolesny.
Jakich efektów można się spodziewać używając BEARa?
Przede wszystkim uniesienia owalu twarzy, ujędrnienia, spłycenia istniejących zmarszczek i opóźnienia powstawania kolejnych.
Przejdźmy do testu.
Dzień 1. – unboxing
Jakiś czas temu otrzymałem miętowe pudełko z pięknym tłoczeniem zaprojektowanym przez Joannę Mudrowską, której prace (często przenoszone na ciało w formie tatuażu) nawiązują do tematu ciała i jego akceptacji. Brzmi dobrze? W środku czekał na mnie BEAR w szałowym, miętowym kolorze. Po podłączeniu go zgodnie z instrukcją do pełnego naładowania dodaję urządzenie w aplikacji i przez bluetooth włączam zabieg. Po nałożeniu przewodzącego serum miła pani uczynnie instruuje z ekranu co i jak. W urządzeniu drzemie wielka moc i czuć to od razu po przyłożeniu sfer przewodzących (uszu misia) do twarzy, szczególnie w miejscach, gdzie ilość serum okazała się niewystarczająca. Po zakończeniu zabiegu skóra jest lekko zaczerwieniona (to znika) i ujędrniona. Ot, niczym po zwyczajnym masażu.
Dzień 3. – nie można na skróty
Droga do widocznych efektów działania jest jedna i nie wiedzie na skróty, a jest nią sumienne używanie urządzenia każdego dnia. Zabieg trwa 3 minuty, więc każdy znajdzie tyle czasu, żeby zapewnić swojej skórze krótki, acz intensywny trening. Po trzech dniach zauważyłem wyraźnie, że twarz wygląda po prostu lepiej. Trudno było mi wskazać dokładne obszary zmian: miałem wrażenie, że mam mniej (?) skóry na twarzy.
Dzień 7. – tydzień z mikroprądami
Bity tydzień mikroprądów i są kolejne efekty. Twarz wysmuklała w okolicach kości policzkowych, a znienawidzony drugi podbródek zaczyna odchodzić w niepamięć. Na szyi mniej widoczne są świadectwa leżenia z komputerem w łóżku. Dużo się wydarzyło w okolicach czoła, brwi wydają się być lekko uniesione, a bruzda mimiczna między nimi wyraźnie złagodniała.
Dzień 14. – widoczne efekty i zapobieganie
Po dwóch tygodniach regularnego stosowania BEARa odnotowałem spłycenie zmarszczek na czole, bruzda przy nosie stała się mniej wyraźna, linia żuchwy wysmuklała. Efekty są widoczne przede wszystkim w dolnej części twarzy, która wygląda na bardziej wypoczętą i sprężystą, a skóra jest jędrna i uniesiona. Warto wspomnieć, że w wieku 28 lat nie spodziewam się silnego efektu anti-aging, bo znacznych oznak upływu czasu jeszcze (całe szczęście!) próżno w moim wypadku szukać, BEAR ma więc przede wszystkim działanie prewencyjne i poprzez stymulację mięśni twarzy opóźnia procesy starzenia.
Jak oceniam FOREO BEAR?
Jest to przełom w domowej pielęgnacji i wierzę, że regularny masaż przy jego pomocy da znacznie lepsze i bardziej naturalne, stopniowe rezultaty, niż inwazyjny zabieg w gabinecie. Efekty widoczne są gołym okiem – miś bezsprzecznie działa! Technologia rozgościła się w naszych łazienkach i na toaletkach na dobre, a kolejne prognozy trendów przewidują wielki rozwój tej gałęzi przemysłu beauty. Z wielką przyjemnością mogę zarekomendować FOREO BEAR i na pewno zabieg z jego użyciem wszedł już na stałe do mojego repertuaru pielęgnacyjnego. Akcesorium jest dość kosztowne, ale mówimy o bezpiecznym, zaawansowanym technologicznie urządzeniu, które skutecznie dba o kondycję twarzy i spowalnia pojawiające się na niej znaki upływu czasu. Witamy w przyszłości.