Karnawał piękna, czyli festiwal kosmetyków w Ambasadzie Wielkiej Brytanii – relacja z wydarzenia
Wszystko co najlepsze zrodzone przez brytyjską ziemię: pub quiz, ryba z frytkami i całe morze innowacyjnych marek kosmetycznych. Karnawał piękna, zorganizowany przez Ambasadę Wielkiej Brytanii, stał się hołdem dla świata urody.
Środa powoli się kończy. Kiedy jedni gorączkowo przeczesują miasto, poszukując pączków w przeddzień Tłustego Czwartku, inni ustawiają się pod Ambasadą Brytyjską w Warszawie, aby świętować z powodu zupełnie innej okazji. Na jeden wieczór ten budynek pomieści kosmetyczne marki, zrodzone w Wielkiej Brytanii, wystawców, których część specjalnie przyjedzie do Polski, aby dumnie reprezentować swoje produkty i tłum miłośników piękna, który z ekscytacją oczekuje na przekroczenie progu. Powiedzieć, że nie mogłam doczekać się tego dnia, to jak nie powiedzieć nic. Odliczałam godziny do tego wydarzenia, aby chociaż na chwilę zanurzyć się w atmosferze piękna mojej ukochanej Wielkiej Brytanii. Zamykając za sobą drzwi, nie wiedziałam, że otrzymam dużo więcej.
Liczne oblicza brytyjskiego piękna
Przez chwilę mam wrażenie, że właśnie wysiadłam z londyńskiego metra. Radosny gwar rozmów, z których co chwila wyłaniają się angielskie zwroty, otula mnie tak samo ciepło jak zapach kosmetyków. Mój wzrok przykuwają nazwy moich ulubionych brytyjskich marek, przyprawiających mnie o szybsze bicie serca oraz takich, które wzywają mnie, aby mogły mi się przedstawić. Na chwilę jednak muszę opanować swoją żądzę eksploracji nieznanego lądu, aby udać się na oficjalne otwarcie. Nic nie szkodzi, zaraz do was wrócę, moje najdroższe.
Wielka Brytania to ojczyzna marek kosmetycznych, które mają światu wiele do zaoferowania. Z jednej strony można znaleźć pośród nich te, których korzenie sięgają brytyjskiej tradycji, niezmiennie pielęgnowanej do dnia dzisiejszego, ale i takich, które są jak londyński tygiel kulturowy – czerpią swoją siłę z bogactwa współczesnego kraju i tętnią życiem, różnorodnością i innowacją. Kolektywnie patrząc na przemysł kosmetyczny w Wielkiej Brytanii, marki rozwijają nie tylko swoje formuły, wzbogacając je o najnowsze technologie, ale i wspierają naszą planetę, prześcigając się w rozwiązaniach, nastawionych na działania proekologiczne. Nie są im obce terminy biodegradowalność, upcykling i zrównoważony rozwój. Tworząc piękno dla ludzi, dbają o dobro środowiska, którego jesteśmy częścią.
To wszystko dotyczy areny globalnej. Gdzie w tym wszystkim znajduje się Polska? Okazuje się, że wcale nie jesteśmy Wielkiej Brytanii tak odlegli. Biorąc pod uwagę przemysł kosmetyczny, Polska znajduje się na piątym miejscu wśród tych krajów, które brytyjskie marki wprowadzają i sprzedają na swoim rynku. Czy zatem powinno nas dziwić, że balsamy Dr. PawPaw zna prawie każdy, niejedna osoba próbowała makijażu Makeup Revolution, a i wiele z nas nie może doczekać się wprowadzenia kosmetyków do włosów Arkive do Polski (każdy z nas zasługuje na tak luksusowo pachnące fryzury!).
Kiedy tylko kończy się oficjalne otwarcie wieczoru, czuję nowy przypływ adrenaliny. Jestem gotowa zagłębić się w krainę brytyjskiego piękna i nikt absolutnie nie jest w stanie mnie zatrzymać!
W barwnym świecie pielęgnacji
Czuję się jak na Oxford Street w Londynie. Podekscytowane rozmowy, co rusz przerywane serdecznym śmiechem, mieszają się z muzyką. Na prawo foto budka, po lewo dział z zapachami kusi swoją magią, a nieco dalej, skąpany w różu EL&N London nie pozwala odejść bez kosztowania swoich specjałów. Nie jestem w stanie odmówić sobie ich smakołyków, więc nim się obejrzę, wkładam do ust pierwszy kawałek ciasta red velvet i odpływam na chwilę. Pokrzepiona na duchu i szczęśliwa, kieruję swoje kroki w stronę pierwszych stanowisk kosmetycznych.
Na horyzoncie – brytyjska pielęgnacja. Jaka ona jest? Kolorowa, pachnąca i zróżnicowana, dokładnie jak Wielka Brytania.
Biegnę przywitać się na stanowisku Dr. PawPaw i pochwalić ich nowe produkty. Owszem, rodzina kosmetyków z ekstraktem papai powiększyła się w zeszłym roku o pielęgnację skóry! Znajdziecie tu przemyślane, proste rozwiązania, łagodne dla skóry i po brzegi wypełnione efektywnymi składnikami. Co warto przetestować? Your Gorgeous Skin 4in1 Serum, które łączy w sobie wszystko, czego oczekujecie od tego typu produktu, ale w jednym opakowaniu. Oszczędność czasu, pieniędzy i kłopotu. Z żalem serca opuszczam kolorowy świat Dr. PawPaw i odważnie wkraczam w krainę włosów. Okazuje się, że Arkive walczy o to, aby zaistnieć w Polsce (bardzo poproszę!) i ma w zanadrzu dwa nowe zapachy, które już wkrótce staną się nierozerwalnym elementem ich kosmetyków. Kto używał – wie, kto jeszcze nie miał sposobności – jest na co czekać!
W oddali widzę kosmetyki Skin Academy i Face Facts, a ich kolorowe opakowania wzywają mnie niczym latarnia morska zagubione statki. Przedzieram się przez tłum, aby dowiedzieć się o nich nieco. Obie marki to rodzinne interesy, dla których tworzenie kosmetyków to prawdziwa pasja. Skin Academy, od samego początku swojego istnienia, za cel obrało sobie tworzenie kosmetyków, kochających wrażliwą skórę i środowisko naturalne. Produkty takie jak Hydrate Get Dewy Day Cream (którego trzeba spróbować, jeśli marzy się wam odżywiona, nawilżona i świetlista skóra), nie tylko pielęgnują cerę, ale i są całkowicie wegańskie, a ich opakowania w całości podlegają recyklingowi. W tym układzie wszyscy wygrywają! Z kolei Face Facts kusi swoim składem i ceną tak niską, że na jej widok niejednej osobie brwi podniosą się z zadziwienia. Skąd tak zadziwiająca wartość produktów? Marka używa jedynie przebadanych składników, dzięki czemu oszczędza na kosztownych testach. Dzięki temu produkt, taki jak Ceramide Blemish Gel Moisturiser (z pięcioma ceramidami, kwasem salicylowym i niacynamidem), nie tylko działa cuda, ale i kosztuje niecałe cztery funty.
Brytyjska pielęgnacja to także marki luksusowe. Znajdziecie tu wielokrotnie nagradzane Elemis, a także moje nowe odkrycie – Ishga. Oszczędne w kolorach opakowania, kuszą swoją prostotą i nietypową nazwą. Okazuje się, że organiczne kosmetyki ze Szkocji, których jednym z głównych składników są wodorosty, nazwę swoją wzięły z gaelickiego słowa „woda”. Nic dziwnego, skoro to ona jest domem dla tych składników o właściwościach odmładzających, antyoksydacyjnych i naprawczych. Ta specjalna odmiana wodorostów za miejsce do życia obrała sobie północno-zachodnie wybrzeże Szkocji, gdzie w niezwykle malowniczych okolicznościach zbierana jest z zachowaniem szacunku dla ekosystemu. Czy świat kosmetyki podbije ten nowy, nieznany jeszcze składnik produktów? Wielce prawdopodobne! Wypróbujcie go jednak na własnej skórze. Nagrodzony prestiżowymi tytułami Anti-Oxidant Marine Cream to bestseller marki, dzięki któremu wasza skóra będzie mogła czerpać z oceanu to, co najlepsze.
Zapach Jamesa Bonda i brytyjski luksus
Gwar na chwilę przerywa ciepły głos zapraszający do wzięcia udziału w konkursie. Jestem tak pochłonięta kosmetykami, że zamiast zainstalować aplikację i stanąć w kolejce po wygraną, postanawiam konkurować sama ze sobą. (Monica z „Przyjaciół” byłaby ze mnie dumna). Padają pytania o ulubiony lakier do paznokci Królowej Elżbiety, najbardziej popularną, polską markę kosmetyczną na Oxford Street w Londynie, czy projektanta sukni ślubnej księżnej Kate. Sala na chwilę zamiera wybierając kolejne odpowiedzi, a ja korzystam z okazji, żeby wkroczyć do męskiego świata brytyjskich marek.
Wita mnie elegancki przedstawiciel Warszawskiej Izby Lordów, a po jego lewej stronie skorzystać można z usług barberskich. W takich momentach żałuję, że jestem kobietą, ale po chwilowym rozczarowaniu wracam wzrokiem do kwintesencji męskiej elegancji, malującej się przede mną różnorodnością produktów. Nurkuję w głębiny tradycyjnych, nieziemskich zapachów, przy jednoczesnym akompaniamencie fascynujących historii o brytyjskich kosmetykach. Poznaję nuty wody kolońskiej Jamesa Bonda, czyli Eucris od Geo. F. Trumper, raczę swoje zmysły wytrawnym zapachem Pachouli od Murdock, podziwiam opakowania Gentlemen’s Tonic dla dumnych właścicieli zarostu oraz produkty Pall Mall, wywodzące się z zakładu barberskiego w Londynie, który istnieje od prawie 130 lat. Oczarowana tym światem brytyjskiej elegancji, od razu piszę do mojego męża, że kolejne perfumy, jakich będzie używał to zapach Jamesa Bonda. Jeśli chcecie wiedzieć, jaka była jego reakcja, spieszę poinformować, że pomysł ten został przyjęty dość entuzjastycznie.
W świecie zapachów nie mogło zabraknąć jeszcze trzech nazw, które nierozerwalnie połączone są z brytyjskością. Na stanowisku Jo Malone London przywitała mnie znajoma twarz niezastąpionej Kasi Kamińskiej, której opowiadania o marce jak i samych zapachach słucha się z zapartym tchem. Ponadczasowa elegancja i możliwość łączenia perfum sprawia, że Jo Malone London odkrywa się za każdym razem na nowo. Długą historią perfumiarstwa, trwającą od 1730 roku, pochwalić się może za to Floris. Co ciekawe, butik otworzony prawie trzy wieki temu, nadal funkcjonuje w Londynie i jest prowadzony przez potomków założycieli marki. Zapachy Floris nosili: Ian Fleming, Marilyn Monroe i Księżna Diana, więc możecie być pewni jednego – to zapachy wyjątkowe, które nigdy się nie starzeją. Esencją Brytanii, ze wzorem najbardziej popularnej kraty na świecie, jest Burberry i perfum tej marki również nie mogło tu zabraknąć. Zakochuję się w Mr. Burberry, który swoim drzewnym zapachem przywodzi na myśl londyńskie noce. Perfumy dla niego, ale czy ktoś mi zabroni.
Coś dla ciała, coś dla zmysłów
Po czym można poznać stanowisko Lush podczas tego wieczoru? Po ogromnej ilości chętnych do dotykania, wąchania i obcowania z ich produktami. Czy jestem zdziwiona? Absolutnie nie! Żadna inna marka nie kusi tak efektywnie, jak Lush. Unoszący się w powietrzu zapach ich produktów, kolorowe formy i zabawne nazwy stanowią przepis na miłość, do tego odwzajemnioną! Opakowania po zużytych produktach można wymieniać na kosmetyki, Lush nie testuje niczego na zwierzętach i uwielbia dawać dobro. Te wszystkie emocje znaleźć można w DNA marki i czuć je w powietrzu.
Skoro mowa o cieszących oko produktach, to powiem jeszcze jedno słowo – Treaclemoon. Urocze kosmetyki do ciała, wegańskie, z naturalnych ekstraktów i w opakowaniach, które zmniejszają problem plastiku na świecie. Do tego, najważniejsze, pachnące tak cudnie, że chce się ich używać litrami. Razem z redakcyjnymi przyjaciółmi biorę udział w zgadywaniu zapachu płynów do kąpieli. Wypadam blado na tle znajomych, ale cudowne doznania węchowe całkowicie rekompensują moje dość średnie postępy. Jeśli marzy wam się romans z kosmetykami Treaclemoon, polecam krem do rąk The Raspberry Kiss. Lekki, wydajny, super odżywczy i działający cuda, a do tego pachnący malinami.
Nadchodzi czas pożegnań, ale nie mogę sobie odmówić odwiedzin marek z działu makijażu. W końcu czym byłaby Wielka Brytania bez swoich kosmetyków Makeup Revolution, a okazuje się, że również bez marki Aden Cosmetics. Zupełnie nowa w temacie ich produktów rozglądam się, jak po dziewiczej wyspie. Wszystko kusi swoją świeżością i prostym designem. Gwóźdź programu – płynne pomadki. Lekkie jak piórko, szalenie napigmentowane i podobno super trwałe. Czy wypróbuję? Z pewnością!
Miłośnicy paznokci koniecznie muszą poznać markę The Gel Bottle. Chcecie wiedzieć czemu? Dam wam trzy powody: Jennifer Lopez, Katy Perry i Kim Kardashian. Manicure wykonany tymi lakierami gościł na ich paznokciach, więc możecie być pewni, że te małe buteleczki to przede wszystkim jakość. Do tego jeszcze nieziemskie kolory, które cieszą moje oczy. Stojąc przed ich stoiskiem, czuję się jak dziecko w sklepie ze słodyczami.
Na odchodne podziwiam markę Aromatherapy Associates, która ma na swoim koncie trzy dekady doświadczenia. Ich produkty to prawdziwa uczta dla ciała i zmysłów, więc jeśli potrzebujecie aromaterapeutycznego wsparcia, to nie musicie dłużej szukać.
Ambasadę Wielkiej Brytanii żegnam z wielkim uśmiechem na twarzy, głową przepełnioną niezwykłymi historiami i z sercem szczęśliwym od wszystkich odkryć. Najpiękniejszy kawałek Wielkiej Brytanii tego wieczoru znajdował się w Warszawie.